Ewa z zaciekawieniem spoglądała na zmiany, jakie w ostatnich dniach zauważyła w zachowaniu Bogdana. Są już razem ponad 25 lat, wychowują trzech synów i oto nagle obserwuje nowe rzeczy. Codziennie zmienia się biurko Bogdana – więcej na nim przestrzeni, porządku. Z parapetu zniknęły wszystkie drobiazgi, które tak łatwo gromadziły kurz. Wczoraj wrócił z pracy wcześniej i zabrał chłopaków na rower, i to na dwie godziny. Najmłodszy nie chciał jechać, marudził, że ma dużo lekcji, jednak nie było dyskusji. Wrócili zmęczeni i zadowoleni. Nawet najmłodszy był pełen energii oraz dobrego humoru. Bogdan zapytał, czy może zabrać do pracy kilka kubków, które zapełniały szafę w kuchni do tego stopnia, że były ustawiane jeden na drugim. Było jeszcze kilka drobnych, miłych zmian, chociaż trudno je nawet opisać. Generalnie Ewa czuła powiew sympatycznej zmiany, jednak była ciekawa tej tajemniczej atmosfery. Bogdan, raczej introwertyczny, zapatrzony był w symbol tajemnicy trzech małpek, które też zniknęły z biurka. Nie widziałam, nie słyszałam, nie powiedziałam – to owe małpki z dłońmi zakrywającymi oczy, uszy i usta. Postanowiła zaaranżować rozmowę. Bogdan stawał się bardziej rozmowny w dobrej atmosferze. Ewa zorganizowała wyjścia chłopaków do swoich kolegów na popołudniowe imprezy. Koleżanki zgodziły się na goszczenie chłopaków u siebie. Przygotowała kącik w pokoju, przy stole, gdzie często rozmawiali o sprawach domowych, o wychowaniu synów, rodzinie. Usiedli jak zwykle z filiżankami kawy, owocami i kawałkiem sernika. Ta część pokoju była zacieniona rosnącą w narożniku ogrodu lipą. To zawsze sprzyja rozmowom, dzieleniu się swoimi refleksjami. I bez owijania w bawełnę, Ewa powiedziała, że dostrzega zmiany, że jest zbudowana postępowaniem Bogdana, że bardzo ją to cieszy, że chciałaby poznać powody tej metamorfozy.
A tak, powiedział Bogdan, zaczynam proces przepoczwarzania się. Na razie eksperymentuję sam ze sobą, patrzę, jak mi to idzie, uczę się siebie w nowej roli, dlatego nie chcę robić wielkiego szumu. Wiesz Ewo jak to jest – ktoś mówi, że zaczyna dbać o siebie, zmienia dietę, afiszuje się wizytami w fitness klubach, zaczyna biegać, a po kwartale okazuje się, że to wszystko już nieaktualne, że znów przytył kilogram. Ja nie chcę przytyć po kwartale.
Ale ty od lat masz właściwą sylwetkę, niczego nie musisz zmieniać, powiedziała Ewa, niewiele z tego nadal rozumiejąc. Co to znaczy przepoczwarzanie się?
Przepoczwarzanie się – zamyślił się Bogdan. Sam dokładnie nie wiem. Słuchałem na YouTube wykładu o zarządzaniu i tam padł termin, że żadna strategia nie jest na stałe, że trzeba wiedzieć, kiedy się przepoczwarzyć.
Mój tata mawiał, że larwa pszczoły jest zamykana przez robotnice w komórce, i tam, przez kilka dni, z larwy, staje się poczwarką, a z niej wychodzi, po kilku dniach, dorosła, młoda pszczoła. Ewa głośno przywoła swoje wspomnienie z młodości, kiedy rozmawiała z ojcem o jego ukochanych pszczołach.
O, to znakomite porównanie, ożywił się Bogdan. Tego mi brakowało. Może nawet, nie wiedząc, sam się zamknąłem w komórce i teraz się przepoczwarzam w nowego osobnika. Tak, myślę, że to dobra metafora.
Oby tylko nie był to truteń, zażartowała Ewa.
O tak, dlatego eksperymentuję w ciszy, aby się upewnić, że nie jest to chwilowy, jak się czasem mówi – słomiany zapał. A tego bym nie chciał.
No dobrze – Ewa podsunęła Bogdanowi miseczkę z borówkami, które bardzo lubił, jak wszystkie, czarne owoce – jednak ciekawi mnie, skąd ta inspiracja do eksperymentu. Jak już mówiłam, jestem pod miłym wrażeniem tych kilku minionych dni i nawet ciekawi mnie, co jest tego źródłem. Może i sama skorzystam z tej ożywczej mocy.
Jak wiesz, moja firma świadczy różne usługi transportowe. Niekiedy zdarzają się oryginalne zlecenia. Kilka dni temu, Grzegorz, nasz przyjaciel, przyjechał do mnie na rozmowę. Poprosił, abym przyjął zlecenie od jego bliskiego kolegi, któremu zmarła babcia i trzeba wywieźć stare meble oraz różne przedmioty z mieszkania, w którym mieszkała do dnia śmierci. Zmarła kilkanaście dni temu, mając 97 lat.
O, to przykre. Nie miała rodziny? – z zainteresowaniem zapytała Ewa.
Miała, i to nawet sporą. Pięcioro dzieci, nawet nie wiem ile wnuków oraz prawnuków.
Czyli są osoby, które mogą się tym zając, prawda?
Tak, są osoby, jednak nikt nie jest zainteresowany czymkolwiek, co zostało w mieszkaniu. Wszystko mam zabrać i zostawić je puste.
To niesamowite. Czyżby niewiele tam zostało? Po tylu latach życia? – z niedowierzaniem mówiła Ewa.
Przeciwnie, mieszkanie jest zastawione do granic jego fizycznych możliwości. Meble bardzo solidne, ogromne. Szafy zapełnione odzieżą. Wszędzie książki. Pokoje wyglądają jak składy porcelany. Wszędzie mnóstwo różnych drobiazgów – świeczniki, kryształy, lampy, pudełka, buty – słowem, skład wszystkiego, co może być w domu.
Niewiele nadal rozumiem, dziwiła się Ewa. Pianino, piękne, wiekowe meble, porcelana – przecież to pamiątki rodzinne. I nikt nie jest tym zainteresowany?
Wyobraź sobie, że nikt. Dzieci mają już 70 i więcej lat. Mają własne mieszkania i nic nie potrzebują. Same pozbywają się wielu rzeczy, widząc własną perspektywę. Wnuki są rozsiane po kraju, nawet po świecie. Przemieszczają się, jak nowe pokolenie nomadów. Chętnie opowiadają o swoich doświadczeniach, przeżyciach z pracy w różnych krajach, jednak mają duży dystans do dóbr materialnych. Wszystko mają, tak mówią, co jest im potrzebne do życia.
Aż mi trudno to zrozumieć, z niedowierzaniem kręciła głową Ewa.
I ja byłem tym bardzo zaskoczony, z przejęciem mówił Bogdan. Byłem w tym mieszkaniu z dwoma synami tej pani. Nikt inny już się nie pojawił. Wszyscy natomiast, z całego świata, przyjechali na pogrzeb. Spotkali się rodzinnie, po tej uroczystości, w salce restauracji Słoneczna, w której i my czasem bywamy. W mieszkaniu, w tych zastawionych pomieszczeniach, nie było to możliwe. Nieruchomość będzie wystawiona na sprzedaż. Wcześniej ma być wszystko usunięte, aby można było pomalować i dać ogłoszenie o sprzedaży. I właśnie wszystko usuwamy. Jutro skończymy.
To niewiarygodne! Ewa była zdumiona. Przecież wiele rzeczy można by sprzedać – np. pianino, zastawę stołową itp.
I ja tak myślałem, powiedział Bogdan. Rozmawiałem nawet z wnukiem tej pani. Ma 48 lat, swoją rodzinę, obowiązki, plany, i nie ma ani czasu, ani ochoty czymkolwiek się zająć. Za wszystko mi zapłacą, tylko mam usunąć rzeczy z mieszkania.
A, sentymenty? A emocje? A pamiątki rodzinne? – Ewa nie mogła tego zrozumieć.
To inny świat Ewo. To świat ludzi nastawionych na przeżycia, emocje, kontakty, poznawanie nowych miejsc, nowych ludzi. To osoby z dystansem do gromadzenia rzeczy. To pokolenie nowych nomadów. Wszystko, co potrzebne do życia mieści się w plecaku, w torbie.
Nie mogę uwierzyć! Ewa aż wstała. Wyobrażasz sobie nasz dom z pięcioma plecakami? I nagle przypomniała sobie pokój Bogdana, z którego zaczęły znikać różne drobiazgi. I przywołała z pamięci swoje skojarzenie, kiedy spojrzała na czyste biurko i opróżniony z rupieci parapet. Pomyślała wtedy, że to pomieszczenie staje się piękne, przestronne, przyjazne. Może jest w tym coś, nad czym warto się zastanowić? – powiedziała bardziej do siebie niż do partnera.
Jak widzisz, z tajemniczym uśmiechem rzekł Bogdan, ja już rozpocząłem proces przepoczwarzania się. Kiedy widziałem tysiące drobiazgów z różnych podróży – figurki, buteleczki, obrazeczki, obrazki, fajki itp., kiedy mieliśmy to wszystko usuwać z mieszkania, to zdałem sobie sprawę, jaki jest finał, że trzeba mieć szerszą perspektywę. Rozmawiałem z synami i z wnukiem kilka razy. Właścicielka była do wszystkiego bardzo przywiązana. Niczego nie pozwoliła tknąć. Wszystko musiało być na swoim miejscu. Płaciła za sprzątanie. Miała zapewnioną opieką. Dzieci o nią dbały jak mogły najlepiej. Z czasem chęć gromadzenia, przywiązywania się do posiadanych rzeczy, narastała. Starość potrafi płatać różne figle. Pomyślałem, że trzeba w młodym, no może średnim wieku – skorygował swoje słowa Bogdan – zacząć się przepoczwarzać, aby nie sprawić kiedyś kłopotu naszym dzieciom. Sama zauważyłaś Ewo, że zacząłem od siebie. I ja chciałem z Tobą porozmawiać. Czekałem na to, aż zbiorę więcej doświadczeń i nabiorę większej pewności siebie. Dziękuję Tobie za ten wieczór. Doskonale to zaplanowałaś. Wiem, że zadbałaś o czas dla nas. I ta dzisiejsza rozmowa, być może, będzie pewnym przełomem – w myśleniu, w działaniu, w korygowaniu wartości osobistych i wspólnych.
Pamiętasz, patrząc w cień ogrodu cicho powiedziała Ewa, jak byliśmy, wiele lat temu we Wspólnocie Ekumenicznej w Taize, we Francji? Mieliśmy po 20 lat i byliśmy zauroczeni prostotą, życiem Braci. Mieli tylko to, co niezbędne do życia. Ożywają teraz we mnie te obrazy, te myśli. Trzeba jednak czasu, aby się przestawić na inne tory.
Tak, doskonale to pamiętam. Było mi przykro, że usuwamy z mieszkania to wszystko, co komuś służyło przez tyle lat. Moi pracownicy nie mogli się z tym pogodzić, że to wszystko ma trafić na wysypisko. Zapytali, czy mogą to wykorzystać.
Wykorzystać? – zdziwiła się Ewa. Jak wykorzystać?
To młodzi ludzie – 20 lat, z nowymi sposobami na życie. To już pokolenie, które potrafi zarabiać na „dropach”, poruszać się w przestrzeni wirtualnej, która jest dla mnie dość tajemnicza. Zapytałem właścicieli, kontynuował Bogdan, czy można tym rzeczom „podarować drugie życie”, czyli puścić je dalej w obieg. Powiedzieli, że możemy robić z tym co chcemy. Nawet byłoby im miło, gdyby te rzeczy zalazły nowych właścicieli. I to wyzwoliło w moich pracownikach ducha przedsiębiorczości. Uzyskali, od jednego z ich znajomych, zgodę na zmagazynowanie części rzeczy w hali, która w połowie była pusta. Ustalili kwotę wynajmu i tam dużo różnych rzeczy zostało złożonych. Dla mnie to spore oszczędności – hala jest blisko, koszty transportu niewielkie, nie ponoszę opłat na wysypisku. Chłopacy pracowali codziennie do nocy, sortując rzeczy i rozkładając je na odpowiednie grupy. Wiele przedmiotów nawet już sprzedali, wystawiając na odpowiednich portalach. Nawet mi zaproponowali procent od sprzedaży, jednak powiedziałem, że to jest wyłącznie ich sprawa. Ciekawe były też rozmowy między nimi. Jeden z nich, widząc całą sytuację zdziwił się, że chcą to „wciskać” innym ludziom, zagracając ich domy. Właśnie o to chodzi, mówili inni. Za jakiś czas znowu będzie zlecenie na sprzątanie.
Myślę, z troską powiedziała Ewa, że powinniśmy inaczej spojrzeć na naszą sytuację, na ten proces – jak mówisz – przepoczwarzania się. Dobrze byłoby kontynuować rozmowę i powoli pracować nad nowymi rozwiązaniami. Chociaż wszystko jest dzisiaj dla mnie zaskoczeniem, to jednak czuję wewnętrzną energię i mam intuicyjne przekonanie, że to dobre myślenie, że warto rozważać zmiany.
Na pewno tak, podchwycił tę myśl Bogdan. Pamiętam jednak z jakiegoś wykładu, jak prowadzący zaskoczył nas swoimi słowami. Wykład nam się bardzo podobał. Nagrodziliśmy go brawami. Rozstając się podkreślaliśmy, że to znakomity wykład. I wtedy on rzekł – nie mówcie mi, że wykład się wam podobał. Powiedzcie mi, co jeszcze dzisiaj zmienicie w swoim życiu, w swoich firmach, domach, w relacjach z klientami, z pracownikami. Dzisiaj – powtórzył dobitnie. Nie od jutra. Od zaraz.
Miałem to w głowie, jednak niewiele zmieniałem. Potrzebowałem tego zdarzenia z porządkowaniem mieszkania wypełnionego różnymi rzeczami materialnymi. I nie były to rupiecie. Piękne meble, znakomite zastawy stołowe, komplety filiżanek. Ale to nie dostarcza przeżyć. Stąd zarezerwowałem, za trzy tygodnie, nasz wspólny, rodzinny pobyt na Zamku Czocha – od piątku do niedzieli. Kupiłem bilety na premierę Nabucco Verdiego w operze w Łodzi. Przygotuję chłopców na tę wyprawę. Czekam na wiadomość z Kołobrzegu. Ustalimy termin wspólnego wyjazdu na łowienie dorszy. Nasi przyjaciele też są zainteresowani. Możemy jechać w cztery rodziny. Chłopcy będą zachwyceni, bowiem będą mieli towarzystwo. Andrzej organizuje wyjazd do Grodziska na mecz Warty Poznań – pierwszy raz będę na meczu piłki nożnej. Czynię to dla naszych synów, a mniej dla siebie. Jak mówił ów wykładowca – nie od jutra, a od dzisiaj.