Nowy wymiar – część IV

11 lipca 2021

Wieczorem, zgodnie z danym słowem, Michał powiadomił wszystkich o spotkaniu w domu dziadka, we wtorek, o godzinie 18. Stawili się punktualnie wiedząc, że powinni szanować wspólny czas. Przywitał ich gospodarz, dziadek Michała, zapraszając w progi swego domu. Wieczór był bardzo ciepły, stąd stół i krzesła były ustawione na tarasie, zacienionym bujnie rosnącą glicynią. Dość nietypowo, było na niej dużo niebiesko – liliowych kwiatów. Widok był jak z pocztówki, prezentującej południe Francji. Dominik wyjął z plecaka piwo i zaczął ustawiać na stole. Mam nieco inny plan, powiedział dziadek Michała, pokazując gestem, aby schował wszystko do plecaka. Wiem co nieco o was, rozmawiając z Michałem o pracy, o planach związanych ze spotkaniem. Zacznę od krótkiej informacji o sobie, abyśmy mogli nawiązać relację opartą na zaufaniu. Mam na imię Szczepan, znam wasze imiona i będzie mi miło, jeśli w taki sposób będziemy się do siebie zwracać. Z Michałem mówimy sobie po imieniu i obydwaj to szanujemy – na pewno wam mówił. Nie, powiedział Dominik. Nic takiego nam nie mówił. Z całym szacunkiem – jest pan  od nas starszy i chcemy to okazać, zwracając się w przyjętych formach. Pan natomiast może nam mówić po imieniu – z zadowoleniem zakończył Dominik przekonany, że użył właściwego argumentu. Mam na imię Szczepan i proszę, abyście się tak do mnie zwracali. Szacunek to jedna strona medalu, natomiast krótkie formy w komunikacji ułatwiają rozmowy, budowanie relacji. W różnych kulturach tak jest i efekty są dobre. Ja jestem tego zwolennikiem, argumentował Szczepan. W mojej filozofii życiowej, nie ma akceptacji do różnicowania form komunikacji między ludźmi. Powinna być ona na tym samym poziomie. Jeśli wy będziecie do mnie mówić per pan, to i ja powinienem do was mówić per pan. Tak byłoby logicznie. A zatem lepiej, jeśli będziemy się do siebie zwracać po imieniu. Dominik już otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak uprzedził go Michał. Moi drodzy, powiedział, akceptujemy propozycję Szczepana. I spoglądając życzliwie na Majkę, dodał – koniec, kropka.

Mamy już początek za sobą, a zatem proponuję teraz wspólne przygotowanie kolacji, powiedział Szczepan. Byli mocno zaskoczeni. Przynieśli z sobą piwo, przekąski i sądzili, że to będzie wszystko, czego potrzebują do rozmowy. Tymczasem Szczepan kupił różne produkty i zaprosił ich – jak to nazwał – do teatru gotowania. Mieli być równocześnie aktorami oraz widzami. Majka z Michałem otrzymała zadanie przygotowania zupy i deseru, natomiast Dominik i Agata – dania głównego. Okazało się, że w dość małej kuchni jest tyle miejsca, że można wszystko przygotowywać, korzystając dodatkowo z dość obszernego tarasu z dużym stołem. Szczepan kupił od rana świeże produkty  na targu. Miał plan w głowie, co ma być przygotowane. Wybrał dania w miarę proste, łatwe i szybkie w procesie gotowania, aby skupić się na rozmowie, rzeczy dla nich najważniejszej. Michał był najbardziej obeznany ze sztuką, nazwaną przez Szczepana teatrem gotowania, bowiem czynił to wielokrotnie. Instruował Majkę, jak kroić warzywa nożem, aby nie zrobić sobie krzywdy. Szczepan mógł więcej czasu poświęcić Agacie oraz Dominikowi, dla których to było wyjątkowe wyzwanie.  Powoli łapali rytm pracy, natomiast Szczepan mówił o sobie, o miejscu, w którym się znalazł razem z Michałem. Po śmierci żony, z którą spędził ponad 33 lata, kupił ten mały domek nad jeziorem, wyprowadzając się z centrum miasta, z dość dużego mieszkania. Domek miał co najwyżej 60 metrów kwadratowych i było w nim wszystko, co jest potrzebne do spokojnego życia. Szczepan wspomniał tylko, że jest mu przykro, że jego córka się rozwiodła, że wyjechała  do Włoch, że Michał nie ma takiego domu, jak powinien mieć. Trudno, mówił, los jest bardziej lub mniej dla nas łaskawy, natomiast trzeba mieć swoje wartości, mądrość, aby sobie ze wszystkim radzić. I to jest sensem życia, aby w każdych warunkach, okolicznościach, mieć swoją gwiazdę, która wskazuje drogę, prowadzi do celu. I, Szczepan, nieco głośniej i dobitniej powiedział, że cieszy go ich decyzja o dzisiejszym spotkaniu w jego domu, a także o ich spotkaniu z szefem w czwartek. Michał mnie o tym poinformował, i chcę powiedzieć, że wspieram waszą inicjatywę. To krok w kierunku budowania własnego miejsca w świecie. Powiedział, że jest rad z tego, że razem pracują, że się spotykają, że się rozwijają.  To dobry kurs – być sterem, żeglarzem, okrętem dodał z uśmiechem nie będąc pewien, czy zrozumieli to nawiązanie do wiersza Adama Mickiewicza.

Praca nad przygotowaniem posiłku przebiegła wyjątkowo sprawnie. Po godzinie mogli już delektować się przyrządzonymi potrawami. Porcje były odpowiednio małe, bowiem Szczepan tłumaczył im, że wieczorny posiłek nie powinien być zbyt obfity. Otworzył butelkę czerwonego wina i zapytał, czy wypiją do posiłku. Zdziwiony Dominik zapytał, co się stało. Kiedy postawiłem na stole butelki z piwem to usłyszałem, że  nie będziemy rozmawiać o ważnych rzeczach, spożywając alkohol. A teraz pojawia się nagle wino. Tak, powiedział Szczepan, proponuję małą lampkę wina. Jesteśmy w trakcie posiłku, a lampka wina jest jedynie do niego dodatkiem. Nie przeszkodzi nam w rzeczowej, spokojnej rozmowie. Byłoby inaczej, gdyby wszystko miało się toczyć wokół stołu zastawionego piwem.

Szczepan, zaczęła Agata, może nie jest mi łatwo tak zwracać się do gospodarza, po imieniu, jednak staram się przełamać. Mamy takie wrażenie, że szef dobrał naszą czwórkę w jakimś  ukrytym celu. Każde z nas ma szczególną sytuację osobistą. Nie funkcjonujemy w tradycyjnych rodzinach. Mamy sporo na sumieniu. Mieliśmy kłopoty w szkole, mamy duże  zaległości w edukacji. Ja osobiście, kontynuowała Agata, rumieniłam się, nie radząc sobie z niemieckim w kontaktach z klientami. Było mi wstyd, że nie potrafię obsługiwać komputera w odpowiednim stopniu. Z mi tylko znanym wysiłkiem dokonywałam zmian w swoim słownictwie, usuwając nie potrzebne wyrazy.  I my wszyscy, cała czwórka, odstajemy od rodziny szefa, od innych osób pracujących w firmie. Stąd myślę, że może jest coś, czego nie rozumiem.

Nie sądzę, powiedział Szczepan, aby tak było Agato, jak mówisz. Wiem od Michała, że szef ma około 45 lat. Jest zatem – mniej więcej – w połowie drogi. To czas, kiedy część osób przyspiesza w swoich życiowych decyzjach. Część zwalnia, jednak wasz szef – tak myślę – należy do tych, którzy przyspieszają. Pracował w podobnej firmie. Widział popełniane tam błędy. Pewnie nie mógł się przebić z propozycjami wprowadzenia koniecznych zmian. I doszedł do przekonania, że otworzy własne przedsiębiorstwo, konkurencyjne do tego, w którym pracował. I tak uczynił. W biznesie zdarza się to wcale nie tak rzadko.  Nawiązał własne kontakty z klientami w Niemczech, znalazł firmy produkujące odpowiednie wyroby w Polsce, i rozpoczął działalność, bazując na skromnych zasobach własnych – dom, duża działka, żona, troje dzieci. I powoli zaczął budować własną firmę. Myślę, kontynuował Szczepan, że szef ma dalsze plany, że myśli strategicznie. Być może otrzyma kredyt z banku, kupi jakąś firmę, która produkuje określone wyroby i przyspieszy w rozwoju własnego biznesu. On jest przedsiębiorcą, a nie organizacją charytatywną. Myślę, że będzie potrzebował pracowników z odpowiednimi kwalifikacjami.  Michał mówił mi o studentach germanistyki, których zatrudnia do budowania kontaktów w Niemczech. Wasza firma współpracuje z małymi warsztatami w Niemczech, a tam posługiwanie się językiem niemieckim, to podstawa relacji budującej sprzedaż.  To nie korporacja, gdzie lepiej się sprawdza angielski. Skoro chcecie się spotkać z szefem czując, że był to dla was dobry okres, to znaczy, że rozwijacie się, aby być aktywnymi w przyszłości.

Nie ma żadnej pewności, że ja zostanę tam dłużej, odezwał się Dominik. Owszem, jestem zadowolony z pracy, z zarobków, z atmosfery, jednak dookoła jest wiele innych firm. Na razie jestem tutaj, jednak szef może się rozczarować. Dla mnie nie ma sentymentów.

To zrozumiałe, pokiwał głową Szczepan. Szef na pewno zdaje sobie z tego sprawę. Kiedy ty odejdziesz Dominiku, to inna firma pozyska pracownika o odpowiednich kwalifikacjach. A szef może też zatrudnić osobę z innej firmy, która będzie również miała odpowiednie kwalifikacje. Tak się toczy biznes. W XXI wieku nikt nie zakłada, że pracownik będzie związany z firmą przez całe swoje zawodowe życie.

Wróćmy jednak do spotkania z szefem, zaproponowała Agata. Jestem już spokojniejsza  i wiem, że ważna będzie atmosfera, nasza postawa, niż wypowiedziana raz formułka z podziękowaniem. Może, korzystając z twojej, Szczepanie, wiedzy, mądrości, doświadczenia, możemy usłyszeć coś, co nam pomoże w zrealizowaniu naszego celu, jakim jest dobra atmosfera spotkania z szefem, w najbliższy czwartek.

Szczepan spojrzał na zachodzące za jeziorem słońce, uśmiechnął się i powiedział, że jest tak, jak Agata mówi. Liczy się atmosfera, ich nastawienie. A to nastawienie jest właściwe. Jest związane z potrzebą wewnętrzną, okazania wdzięczności, spotkania przy stole, zwykłej, partnerskiej rozmowy. To, co możecie rozważyć, to elementy, które pozwalają zapamiętać każde spotkanie na dłużej, czyniąc je szczególnym, niepowtarzalnym. Jest to, mianowicie, początek oraz koniec spotkania. Nie wiem, jakie macie z tym związane plany, ale to można przedyskutować, w waszym gronie.

O, to mi się kojarzy z zasadą świeżości oraz pierwszeństwa, powiedziała Majka.  Słyszałam o tym na jednym ze szkoleń, ale odnosiłam to raczej do randki a nie do spotkania z szefem, stwierdziła z uśmiechem. O, włączył się Dominik, ja bym tego nie wykluczał – randka z szefem? – czemu nie? Majko, rozważ to.

Szczepan miał rację mówiąc o piwie – odpowiedziała Majka. Dominku, wystarczyła tobie odrobina wina i proszę, trudno się porozumieć.

Majko, uśmiechnął się Szczepan, to nie wino, to tylko humor sytuacyjny, a on jest wszystkim bardzo potrzebny. Doskonale to tutaj rozumiemy. Dominik pozwolił nam nieco odetchnąć od przemęczenia sprawami. Nie powinniśmy traktować życia śmiertelnie poważnie. I ja, i wy, doskonale wiemy, że szef nie należy do osób, które myślą o randkach ze swoimi pracownikami. A jakie macie plany co do wspomnianej zasady pierwszeństwa i świeżości?

Może, powiedziała Agata, zaczniemy od kwiatów i jakiegoś prezentu?

A co wtedy na koniec spotkania? Zapytała Majka.

Nie wiem, nie mam pomysłu.

Kwiaty i prezent możecie zostawić na koniec – odezwał się Szczepan. Na początek wystarczy, że ciepło przywitacie szefa. Będziecie wcześniej, wybierzecie stolik, zarezerwujecie najlepsze miejsce dla szefa i poczekacie, aż się pojawi. Wasze uśmiechy, życzliwość w spojrzeniach, gestach, będą miłym rozpoczęciem spotkania. Natomiast kwiaty oraz drobny prezent – to może być miłe zakończenie.

Facetowi mamy dawać kwiaty? – zdziwił się Dominik. Nie facetowi, a szefowi, powiedziała Agata. Wróci do domu, do żony, do rodziny, po spotkaniu z nami, z bukietem kwiatów. To dobra myśl, włączył się milczący dotąd Michał. Tak zróbmy.

A co dalej? – zapytała Majka, co z prezentem? Co kupimy?

Potraktujcie to symbolicznie, pomyślcie o drobnej rzeczy, proponował Szczepan. Możecie rozważyć grafikę, którą szef może powiesić gdzieś w biurze. Jednak coś skromnego, niewielkiego.

O, to dobry pomysł, ucieszyła się Agata. Mam koleżankę w galerii – ona może nam doradzić. Jeszcze dzisiaj do niej zatelefonuję. Byłam u niej wielokrotnie. Widziałam niewielką grafikę, na której był klucz lecących gęsi. Wtedy nie rozumiałam tego, co się teraz pojawiło w mojej głowie. Otóż ten klucz lecących gęsi może być nawiązaniem do biznesu, do przywództwa, do wyznaczania kierunku, nawigowania. Nawet dzisiaj się to pojawiało w naszych rozmowach. To byłby znakomity prezent. Gift, powiedział Dominik – tak jak na filmie Most szpiegów. Gift, czyli obraz, portret adwokata, który podarował swojemu obrońcy szpieg.

Mogę to jeszcze nieco rozwinąć, włączył się do rozmowy Szczepan. Kiedy jedna gęś zasłabnie, dwie, albo trzy inne lądują razem z nią i pomagają jej dojść do sił. Następnie wzbijają się w powietrze i gonią swój klucz lub dołączają do innego. To piękna metafora pracy zespołowej, partnerstwa, wspierania siebie.  Oby ta grafika była jeszcze dostępna w galerii.

Myślę, że spędziliśmy uroczy i owocny wieczór, powiedziała Majka. Michał, dziękujemy za możliwość spotkania ze Szczepanem. Jesteśmy bardzo wdzięczni za wspólny teatr gotowania, za rozmowy, za wspaniałą atmosferę spotkania. Byłabym szczęśliwa, mogąc się czasem tutaj, z wami wszystkimi, spotykać. Szkoda, że tak nie wygląda szkoła. Może więcej bym z niej wyniosła.

Michał, zalegasz nam z wyjaśnieniem, dlaczego Sjesta. Zapomniałem, zmieszał się Michał. Ale jest jeszcze szansa na odpowiedź. Przy was zapytam Szczepana. Otóż zaprosiliśmy szefa do restauracji Sjesta. Majka wie, co oznacza to słowo, jednak prosiła mnie, powiedział Michał, abym zapytał ciebie, Szczepanie. A ja zapomniałem.

No proszę, zażartował Szczepan. Niby zwykłe, luźne spotkanie, a jednak się okazuje, że to egzamin. A już myślałem, że wszystkie egzaminy mam za sobą. Nic podobnego, wtrącił się Dominik. Codziennie zdaję jakieś egzaminy. Nikt nie ma taryfy ulgowej. A zatem, Szczepanie, skąd ta sjesta?

Język jest żywy i ciągle się rozwija, zaczął w akademickim stylu Szczepan. Trudno powiedzieć, co jest początkiem zmian w języku, jak przebiega jego ewolucja. Każda generacja ma swoje propozycje. Cieszę się, że o to pytacie, bowiem termin sjesta to zupełnie inny świat niż słowa, a zwłaszcza jedno, może dwa lub trzy, które dominują w rozmowach waszego pokolenia. Sjesta prawdopodobnie pochodzi od słów „hora seksta”, czyli godzina szósta. Tutaj trzeba się cofnąć do dawnych wieków, kiedy godziny liczono od początku dnia. Rano, być może około dzisiejszej godziny siódmej, zaczynało się numerowanie kolejnych godzin. W takim ujęciu, godzina szósta przypadała około godziny trzynastej, kiedy słońce było wysoko, kiedy było bardzo gorąco. I wówczas przerywano pracę na czas upału, na dwie albo trzy godziny. Ten zwyczaj nadal się utrzymuje w niektórych krajach czy kulturach. Być może ocieplenie klimatu, także inne względy, będą przemawiały za tym, aby rozważyć wprowadzenie sjesty. Już pojawiają się rozwiązania trzech dni weekendu, czyli praca od poniedziałku do czwartku. Zobaczymy, jak się wszystko potoczy. I ja wam serdecznie dziękuję za spotkanie. Chcę, abyście wiedzieli, że być może to spotkanie było znacznie ważniejsze dla mnie, niż dla was. W miarę upływu czasu, człowiek wyżej sobie ceni jakość kontaktów z innymi. Jest ich mniej niż w młodości, natomiast są głębsze, pełne relacji, przyjaźni, zaufania. I takie było też dla mnie to spotkanie. Jest dobrze, kiedy satysfakcja staje się udziałem obydwu stron.

Życzę wam udanego spotkania z szefem, w czwartek, powiedział na zakończenie Szczepan. Wrócił do kuchni i zobaczył, że wszystko jest posprzątane. Nawet nie zorientował się kiedy zebrali naczynia i je pozmywali w kuchni. Imali się różnych prac – tak pomyślał – i pewnie mają też doświadczenia z pracą na zmywaku. Zachowali się bardzo odpowiedzialnie. No proszę, mówił do siebie, dwa lata w firmie, a taki postęp, taki rozwój.