Siła jedności w różnorodności

1 grudnia 2020

Dylemat wspólnego pastwiska

W ekonomii znana jest metafora nazywana dylematem wspólnego pastwiska, ilustrująca szanse, ale też zagrożenia, dotyczące współpracy. Oto pięciu górali postanawia wspólnie użytkować pastwisko. Wiedzą, że jest ono w stanie wykarmić 150 owiec. Oznacza to, że każdy z nich może mieć 30 owiec. Takie stado nie zadepcze trawy, nawiezie ją i wszyscy będą dobrze egzystować. Jednak jeden z nich, w tajemnicy przed pozostałymi, powiększa swoje stado o pięć owiec. Z początku nikt tego nie zauważa. Jednak po pewnym czasie ktoś się zorientuje i też wpuści pięć owiec. Kiedy uczynią to także pozostali, to na pastwisku znajdzie się dodatkowych 25 owiec, czyli razem – 175. A to spowoduje, że trawa nie zdąży odrosnąć, owce będą głodne, a właściciele popadną w kłopoty ekonomiczne. Stracą też do siebie zaufanie, a jego odbudowanie jest niezwykle trudne. Wnioski wypływające z tego dylematu są pouczające. Kształtują one modele myślenia w stowarzyszeniach gospodarczych, ekonomicznych, także w organizacjach spółdzielczych. Spółdzielczość jest ważnym elementem wielu gospodarek, np. w Szwajcarii (sieć Migros). Była także formą obrony Polaków w okresie zaborów. Część wniosków z tego dylematu odnosi się także do zasad funkcjonowania Unii Europejskiej. Myślenie wspólnotowe powinno być ponad egoistycznym interesem własnym. Nasz szef, prof. Zbigniew Zakrzewski, kiedy opowiadał o konwojowaniu złota z Polski do Francji, o więzieniu w Berlinie, żartobliwie mówił, że kiedy wyszedł z niewoli niemieckiej, popadł w drugą niewolę – małżeńską. Tak jest – wkładem w szczęście wspólne, kochających się osób, jest ograniczenie własnej swobody. Egoizm wymaga podporządkowania celom wspólnym.

Kto pierwszy nie mógł zasnąć, nim…

W jednej z piosenek Marka Grechuty pojawia się to ciekawe pytanie na temat granic, podziałów między ludźmi. Generałowie, politycy, znajdując się daleko od frontu, podsycają nienawiść, manipulują ludźmi, przedstawiając ich jako wrogów. Kiedy politycy i generałowie skupią się na własnych konfliktach, nie ingerują za bardzo w działania ludzi, wówczas kwitnie handel przygraniczny, budowane są relacje między społecznościami. Przykładem może być obwód kaliningradzki, kiedy embargo Rosji nałożone na eksport jabłek z Polski, ograniczyło kontakty przygraniczne. Ludzie, bez ingerencji manipulantów, doskonale rozwiązują wszelkie spory i tworzą harmonijne społeczności, wymieniając się towarami, łącząc w związki małżeńskie, biorąc udział w zabawach, wspólnych koncertach. Pięknym przykładem jest Boże Narodzenie w 1914 roku, kiedy żołnierze na linii frontu, wspólnie śpiewali kolędy, wymieniali się produktami, bratali się. Zostało to brutalnie przerwane przez dowódców. Na całej linii frontu był tylko jeden kapral, któremu nie podobało się bratanie żołnierzy. Nazywał się Adolf Hitler. I pomyśleć, ile złego, ten jeden człowiek sprowadził na Europę. Moja wiara w rozwój świadomości homo sapiens bazuje również na widocznym dla nas wszystkich jednoczeniu się ludzi, na eliminowaniu granic. Jako ludzie wyzwalamy się, uwalniamy się od psychopatów, którzy dążyli do władzy, do panowania nad innymi, nic sobie nie robiąc z dramatów milionów mężczyzn i kobiet, ginących na barykadach. Przeszły przez to Stany Zjednoczone, Europa, wiele innych narodów. Jednak rok 1945 stał się dla Europy początkiem myślenia wspólnotowego, budowania jedności. Dla Polski przełomem był rok 1989, może też 1981. Po stanie wojennym, w jednym z wydawnictw podziemnych opublikowano wiersz, którego fragment mam w głowie. „Niechaj to Noc Narodzenia Pana, od tamtej nocy nas oczyści, aby nie pękła jak opłatek cienka ściana, dzieląca od nienawiści”. Nie wiem, kto jest autorem tego wiersza, nie wiem, czy dobrze zapamiętałem ten fragment, raz tylko przeczytany, jednak te słowa będą we mnie na zawsze. Złowrogo brzmi słowo „nienawiść” i jestem daleki od takiego myślenia. Wszyscy powinniśmy być dalecy od takich emocji. Natomiast powinniśmy wiedzieć, że minął już w Polsce czas roznoszenia ulotek, dzielenia ludzi na „my” i „oni”. Teraz jest czas scalania społeczeństwa, głęboko poranionego w minionych wiekach. To powinni rozumieć i realizować wszyscy, którzy pełnią funkcje służebne wobec narodu – parlamentarzyści, osoby rządzące, samorządowcy. Jakże to krótkowzroczne, kiedy ludzie, walczący o wyzwolenie z absurdów komunizmu, zmuszają teraz innych do manifestowania w obronie praw i wartości ogólnoludzkich. Osąd historii będzie jednoznaczny. 

„Bandyta na trzeciej”

Oglądając filmy o walkach powietrznych w czasie II wojny światowej, słyszy się rozmowy pilotów. Niemcy uganiają się za Anglikami, informując siebie nawzajem, gdzie są bandyci, czyli piloci nieprzyjaciela. Kiedy słucha się rozmów pilotów brytyjskich, to oni także posługują się słowem „bandyta”, tyle, że odnoszą to do pilotów niemieckich. Gdyby spotkali się w pubie, byliby kolegami. Iluż ludzi zginęło, abyśmy mogli zrozumieć, że tworzymy jedną rodzinę homo sapiens. W Poznaniu, przy ul. Ogrodowej jest mały kościół Metodystów. W 1970 roku poznałem uroczego pastora tego kościoła. Nie pamiętam imienia, ale pamiętam nazwisko – Pastor Kus. Mieszkali z żoną przy kościele, w małym mieszkaniu. Powiedzieli coś, co dobrze rozumiem teraz, kiedy mam dorosłe dzieci i dorosłe wnuki. Mianowicie mówili, że codziennie czekają, czy któreś z ich dzieci ich odwiedzi. Tęsknota za członkami wspólnoty wypełnia serca niemal wszystkich ludzi. Jednak dla tych rozważań istotna jest inna kwestia. Pastor pokazał mi witraże kościoła, osłonięte z zewnątrz drobną, metalową siatką. To, mówił, jako ochrona przed kamieniami. Przykro to napisać, jednak dzieci w szkole, i to czasem nawet przez katechetów, były zachęcane, aby rzucać kamieniami w okna kościoła „innowierców”. To spotkanie, ta rozmowa stała się dla mnie zachętą, aby odwiedzić Luteranów, Baptystów a także Prawosławnych w ich cerkwi przy ul. Marcelińskiej. Chociaż nigdy nie słyszałem żadnej zachęty do złych zachowań wobec innych chrześcijan, to zdałem sobie sprawę ze stereotypów, uprzedzeń, które odzierały nas z myślenia wspólnotowego. 

Wspólnota – słowo z mocą

Ciekawi mnie to, na ile ludzie mają zakodowane w sobie myślenie i działanie wspólnotowe. Myślę o sobie, może zbyt wąsko, że nie jest ono tak powszechne jak bym chciał. Na Wigilii u moich Dziadków było zawsze około 20 osób. Pamiętam atmosferę tego wieczoru – to ona trwa we mnie, bowiem była najważniejsza. Nie było prezentów, uginającego się od potraw stołu, była natomiast atmosfera miłości, spokoju, a o północy – wspólna droga na Pasterkę. W swoim myśleniu wspólnotowym, utożsamiałem się z koleżankami, kolegami, także z nauczycielami w szkole podstawowej i w liceum. W 1966 roku rozpocząłem studia w Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu (aktualna nazwa). Był to rok jubileuszu 40. lecia uczelni (została założona w 1926 roku jako prywatna szkoła wyższa). Na początku października odbywały się uroczystości jubileuszowe. Znalazłem się w innej, dużo szerszej wspólnocie – pracowników, studentów i absolwentów. Od najmłodszych lat, słowo „wspólnota” miało dla mnie niezwykłą moc. Kajetan Pyrzyński, Konsul Honorowy Republiki Peru, mówi o „duchowości”, jako sile jednoczącej ludzi. Wysoka, najwyższa od wieków w krajach Europy duchowość ludzi, zrodziła myślenie wspólnotowe, doprowadziła do współpracy gospodarczej, do znoszenia granic. I wzajemnie – jednocząca się Europa podnosi poziom duchowości Europejczyków. Tam też jest nasze miejsce – Polaków.

Wspólnota Europejska

  Wczesne lata mojej aktywności zawodowej wiązały się z zaangażowaniem w ramach RWPG (Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej). To organizacja łącząca kraje bloku komunistycznego, jako odpowiedź na EWG (Europejska Wspólnota Gospodarcza), która zrzeszała kraje Europy Zachodniej. Cieszyło mnie to, że pracujemy dla wspólnego dobra, tworząc prognozy gospodarcze na 20 lat. Jednak na naszych spotkaniach, zawsze pojawiały się rozmowy o EWG. Co ciekawe, duża część rozmów  w kuluarach, była prowadzona w języku angielskim, chociaż oficjalnym językiem spotkań był rosyjski. Rok 1989 zburzył wąskie, ciasne myślenie. Otworzyła się perspektywa budowania wspólnego domu w całej Europie – dołączenie do Unii Europejskiej. Byłem i pozostaję gorącym zwolennikiem budowania Wspólnoty Europejczyków. W dniu 22 listopada 2020 roku widziałem w mediach wynik badania, dotyczącego poglądów Polaków. To radosna i ważna informacja sondażowa – 87% Polaków dostrzega korzyści obecności w Unii Europejskiej. To dla mnie, dla nas wszystkich Polaków, dla Europy, znakomita wiadomość. Idziemy z postępem. Myślimy odważnie, rozsądnie, nowocześnie. Dostrzegamy wspólne dobro. Zauważamy korzyści „wspólnego pastwiska”. Ta moc daje nam siłę, aby kroczyć drogą wspólnoty, niezależnie od pojedynczych, osamotnionych głosów ludzi, którzy krytykują idee jednoczącej się Europy. 

Nie ma miejsca na zaścianki

Byłem krótko po obronie pracy doktorskiej i zostałem zaproszony na spotkanie pracowników uczelni, zorganizowane przez ówczesnego rektora. Dotyczyło ono struktury organizacyjnej uczelni. Był to czas organizowania zespołów w formie instytutów, zgodnie z wzorcami zbudowanymi w Moskwie. W ramach instytutów funkcjonowały zakłady. Pracownicy naukowi mają podobne, jak inni ludzie, potrzeby oraz słabości. Wielu pracowników z odpowiednimi stopniami naukowymi chciało tworzyć własne zespoły. Pojawiło się sporo wniosków o utworzenie nowych komórek – instytutów, zakładów, pracowni. Rektor był osobą bezpartyjną, co było wówczas ewenementem, jednak uważał, że trzeba budować silną uczelnię, jednoczącą różnorodność. Wysłuchał wielu propozycji, które się pojawiły na zebraniu. W odpowiedzi na wszystkie zgłoszone wnioski, przedstawił własny punkt widzenia. Zdecydowanie stwierdził, że skupimy się na utrzymaniu istniejącej struktury i zakończył spotkanie stwierdzeniem – „nie będziemy tworzyć zaścianków”. Nie wszystkim się to spodobało, jednak ja ten dzień, z ponad 40 lat, pamiętam doskonale. Akceptuję to i piszę po latach, że nie powinniśmy w Europie tworzyć zaścianków. W moim przekonaniu, Brexit jest niekorzystnym dla Europy oraz Wielkiej Brytanii krokiem. Właściwa droga, to wspólna droga. Na razie, zanim nie zaczniemy się jednoczyć globalnie, potrzebna jest równowaga między Chinami, USA i Unią Europejską. A to wymaga od nas myślenia i działania wspólnotowego. Wiele rzeczy jest do uzgodnienia. Jednak są kwestie, dotyczące zasad podstawowych, które nie podlegają dyskusji. Wszyscy sobie z tego zdajemy sprawę. Konstytucja, która obowiązuje, musi być stosowana. Podział władzy oparty na niezależności sądów jest poza dyskusją. Media publiczne powinny służyć całemu społeczeństwu i być niezależne. Kościół powinien spełniać swoją rolę i nie wchodzić w układy polityczne. Obywatele mają prawo do decydowania o sobie. To są niepodważalne zasady. O kwestiach innych można dyskutować, można się merytorycznie spierać i zawierać porozumienia. Mam nadzieję, że wspomniane 87 procent Polaków tak rozumie nasz udział we Wspólnocie Europejskiej. To jest właśnie jedność w różnorodności. Mamy swoją historię, kulturę – to nasza różnorodność. Poszanowanie kluczowych zasad i wartości – to nasza jedność. Funkcjonowanie zgodne z zasadami wyklucza odwoływanie się do fikcyjnych, nierealnych, często nieszczerych, narzuconych przez stereotypy i powiązania, wypowiedzi. Unikanie prawdy, wartości, zawsze przynosi negatywne skutki w perspektywie długofalowej. 

Rozmowy ponad destrukcją

Wrócimy teraz do górali oraz wspólnego pastwiska. Uzgodnienia są po to, aby były realizowane, przestrzegane. Skoro pięciu górali usiadło przy stole i zobowiązało się do trzymania trzydziestu owiec, to żaden z nich nie może tego złamać. Może się zdarzyć, że zmienią się warunki. Wówczas należy ponownie zasiąść przy stole i wprowadzać zmiany w umowie. Jeśli jednak zostanie zawarta nowa umowa, musi być stosowana. Jednostronne działania, obrażanie się, wetowanie, to niewłaściwe zachowania. My, Polacy, dobrze wiemy, jak cierpieliśmy z powodu weto, które hamowało wprowadzanie rozwiązań nowoczesnych, postępowych. To przeszłość, do której nie należy wracać. Trzeba siadać przy stole, razem z innymi, rozmawiać, podawać argumenty i zawierać porozumienia. To właściwa droga. Uzgodnienia poczynione między partnerami są trwałe. Rozwiązania narzucane, są kruche, destrukcyjne długofalowo. Siła wspólnoty opiera się na sile wszystkich jej członków. Wspierają się oni nawzajem. Są efektywni, jeśli patrzą i pracują dla wspólnego celu. Najdłużej nawet trwające rozmowy przy wspólnym stole są bardziej skuteczne i efektywne, niż działania destrukcyjne. Pozytywne i krzepiące jest to, że prawie 90% Polaków dostrzega ducha Wspólnoty Europejskiej. Może nas cieszyć rozwój wspólnej, polskiej świadomości. Z ufnością możemy spoglądać w przyszłość, budowaną na wspólnych, humanistycznych, europejskich wartościach.