Uczelnia z Kaduceuszem

2 czerwca 2021

Szymon rozciągnął się na wygodnym fotelu, skrywając się przed promieniami czerwcowego słońca. Dzień był ciepły, ale nie upalny. Miło było beztrosko spoglądać na bujną, soczystą zieleń otuliny Wielkopolskiego Parku Narodowego. Właśnie obronił pracę licencjacką i cieszył się perspektywą wolnych dni. Ciszę, wypełnianą trelami ptaków, przerwał dzwonek telefonu. Szymon sięgnął po komórkę i przyjaźnie się uśmiechnął. Zawsze cieszyła go perspektywa rozmowy z seniorem rodziny. Telefonował bowiem Andrzej, jego dziadek, z którym od kołyski mówili sobie po imieniu. Tak miało być, z woli Andrzeja, i było to naturalne w całej rodzinie, chociaż nie zawsze dobrze odbierane przez otoczenie.

Dzień dobry Andrzeju, z energią zaczął rozmowę Szymon.

Dzień dobry Szymonie. Telefonuję z gratulacjami, z okazji obrony pracy licencjackiej i propozycją spotkania przy popołudniowej kawie, w leśnym zakątku, jakim jest nasza ulubiona kawiarnia, położona wśród wysokich, pachnących sosen. Kiedy możemy się tam zobaczyć?

Mam teraz czas dla siebie, może być w każdej chwili, nawet od razu.

Dobrze, zatem siadam na rower i za kwadrans będę przy stoliku. Poczekam na ciebie.

A zatem i ja wsiadam na rower i w ciągu kwadransa także będę na miejscu.

I rzeczywiście, po kilkunastu minutach, Szymon i Andrzej wymienili uściski dłoni, ciesząc się ze spotkania. Chociaż dzieliło ich pół wieku, to obydwaj mieli szczupłe sylwetki i entuzjazm w spojrzeniach. Bujne, lokowane, ciemne włosy na jednej, i srebrne na drugiej głowie, wskazywały na różnicę co najmniej dwóch pokoleń.

Serdecznie gratuluję ukończenia licencjatu w Uczelni z Kaduceuszem, powiedział Andrzej, kiedy już zamówili kawę oraz szarlotkę i sernik.

Uczelni z Kaduceuszem? – ze zdziwieniem i niedowierzaniem powtórzył Szymon słowa wypowiedziane przez Andrzeja. Ukończyłem licencjat na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Skąd zatem Uczelnia z Kaduceuszem? Co to za tajemnicza nazwa?

Jak to, zdziwił się z kolei Andrzej. Studiowałeś trzy lata i nie wiesz, że tak nazywano Uczelnię przed wojną?

Wiem jedynie, że przed wojną była to Akademia Handlowa. Nawet nie mam pojęcia w czym rzecz, kiedy mówisz Uczelnia z Kaduceuszem. Pewnie coś się za tym kryje tajemniczego.

Nic tajemniczego się nie kryje. To nasza historia – miasta, regionu. Uczelnia powstała w 1926 roku pod nazwą Wyższa Szkoła Handlowa. W 1938 roku uzyskała prawa akademickie, czyli możliwość nadawania stopnia magistra, i wtedy dostąpiła zaszczytu nazywania się Akademią Handlową.

No dobrze, powiedział Szymon, jednak nadal nie wiem, dlaczego mi gratulujesz ukończenia licencjatu na Uczelni z Kaduceuszem.

Tak, Andrzej ściszył nieco głos, spojrzał w błękit nieba, wysoko ponad koronami leciwych sosen. To jednak moje zaniedbanie. W natłoku codziennych spraw, nie znalazłem czasu na opowieść o młodości moich rodziców, a twoich pradziadków. Chociaż nie możesz ich znać, bowiem urodziłeś się kiedy już opuścili ten świat, to na pewno wiesz, że to Nikodem i Marianna. To właśnie z nimi, a może bardziej z Nikodemem, łączy się ta historia.

O ile wiem, to Nikodem był absolwentem Akademii Handlowej. Marianna zresztą też. Oboje ukończyli tę samą uczelnię. Co to ma wspólnego z Uczelnią z Kaduceuszem?

Tak było, jednak wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Nikodem miał 18 lat i dorabiał na plaży, nad Wartą, sprzedając lemoniadę wypoczywającym nad wodą letnikom, jak się wtedy mówiło na przyjezdnych. Było to miejsce letniskowe, wypełnione rodzinami z Poznania.  W ostatni weekend sierpnia, jak zwykle krzątał się między plażowiczami. I nagle – tak nam mówił – poczuł coś w rodzaju uderzenia pioruna. Spojrzał na dziewczynę i zrozumiał, że to jest właśnie dziewczyna jego życia. Jak mówił, aż sam nie mógł w to uwierzyć, bowiem jako introwertyk, zapytał, już pod koniec dnia, czy mógłby się z nią spotkać. Stało się coś niezwykłego – otóż ta piękna, urocza dziewczyna, z tajemniczym uśmiechem, cicho, przez ramię szepnęła – 12 września, o 12, pod Kaduceuszem. Cały wieczór, całą noc, Nikodem zastanawiał się, co to znaczy – pod Kaduceuszem.  Często bywał w Poznaniu, jednak nie miał pojęcia, dokąd ma się udać 12 września. W restauracji, w której dorabiał jako kelner, bywali różni goście. I w końcu trafił na absolwenta Wyższej Szkoły Handlowej.

Dalej nie wiem, co z tym Kaduceuszem, niecierpliwił się Szymon.

Nikodem też nie wiedział, uśmiechał się Andrzej. I oto ów klient rozwiązał zagadkę. Na budynku Wyższej Szkoły Handlowej, na dachu, była rzeźba Kaduceusza. Dlatego mówiono o tej szkole, jako o uczelni z Kaduceuszem. To było w centrum miasta, blisko dworca kolejowego, stąd łatwo się tam umówić.

Na Boga, teraz nie ma tam żadnego Kaduceusza! Co się stało?

To pierwsze spotkanie z tą „boginią”, miało mieć miejsce w sierpniu 1939 roku. W piątek, 1 września, wybuchła wojna. Tak zaczął się dramat Nikodema. Oczywiście dotarł 12 września, na godzinę 12, na ulicę Wały Zygmunta Starego, przy której była Uczelnia z Kaduceuszem.  Ryzykował swoim życiem. Chaos panował wielki. Pociągi nie kursowały. Jedyna możliwość to iść pieszo. Kiedy się ma 18 lat i mózg opanowany przez najpotężniejsze uczucie,  silniejsze od działki marihuany, to przejście 18 km pieszo, do centrum miasta, jest żadną barierą. To cud, że nie zginął w tym wojennym zamieszaniu. Dziewczyny jednak nie było. Kolejne dni były trudne do opisania.

Ale jednak się spotkali, prawda? Tutaj chodzi o Mariannę, żonę Nikodema, czyż nie?

Owszem, spotkali się, jednak dopiero 12 września, o godzinie 12, 1945 roku. Niezwykła historia. Marianna, wróciła z mamą i młodszą siostrą do Poznania z Jędrzejowa,  do którego musieli wyjechać, do rodziny, kiedy Niemcy wyrzucili ich z mieszkania w Poznaniu. Oboje pamiętali o spotkaniu i oboje się tam, po sześciu latach, pojawili.

Pewnie się od razu pobrali, zgadywał Szymon.

Nie tak od razu. To był inny świat. Nie było mieszkań, żywności, brakowało wszystkiego. Wszystko zrujnowane.

Rozumiem, jednak Kaduceusz był, bo pod nim się spotkali, prawda?

Niestety, po Kaduceuszu nie było śladu. W czasie walk o Poznań, w lutym 1945 roku, w budynek Akademii Handlowej uderzyła bomba. Na szczęście nie przebiła stropu i też nie wybuchła. Zburzyła dach, z nim Kaduceusza, i zatrzymała się na stropie drugiego piętra.

O, to dramat. Jednak Kaduceusz stał się fundamentem znajomości, a dalej małżeństwa, czy tak? Ciekawe, że teraz go nie ma. Taki symbol i przestał istnieć? Nikt nie pomyślał o tym, aby go restaurować? – Szymon miał już w głowie gotowe projekty.

W tym czasie, w zamyśleniu mówił Andrzej, ważniejsze było wprawianie szyb w okna, w ocalałych salach wykładowych, aby rozpocząć naukę. Zajęcia rozpoczęły się już w kwietniu 1945 roku. Do Poznania powrócił profesor Józef Górski, którego powołano na rektora. Osoba niezwykle energiczna. Zajął się przywróceniem mienia Akademii i odbudową gmachu. Nikodem, z Marianną, od października rozpoczęli studia, które ukończyli ze stopniem magistra. Nikodem uzyskał od Rektora Górskiego zniżkę czesnego, pracując nad odbudową gmachu.

Rozumiem, powiedział Szymon, i tak Kaduceusz stał się patronem dwojga młodych ludzi, którzy się pobrali. Nadal jednak nie wiem, skąd akurat Kaduceusz?

I ja tego nie wiem, chociaż pewnie powinienem. Jednak nikt z czworga dzieci Nikodema i Marianny nie studiował ekonomii. Żadne też z czworga moich dzieci, jak wiesz, nie zdecydowało się na studia ekonomiczne. Ty jesteś jedyny, jak na razie, i pierwszy, który podąża ścieżką Nikodema i Marianny. Wiem, że Kaduceusz pojawił się też w Krakowie, w tamtejszej Wyższej Szkole Handlowej, starszej od tej w Poznaniu. Być może zawód kupca, handel, kojarzono wtedy z Hermesem, greckim bogiem. A Kaduceusz był symbolem przypisywanym Hermesowi. Być może architekt, Adam Ballenstedt, może pierwszy dyrektor Szkoły, dr Leonard Glabisz, może syndyk Izby Przemysłowo Handlowej, dr Stanisław Waschko, postanowili umieścić symbol Kaduceusza na dachu budynku. Ja tego nie wiem. Jednak ten symbol był i wszyscy wiedzieli, że WSH to Uczelnia z Kaduceuszem. Mam  w domu zdjęcie budynku z 1939 roku, to zobaczysz, jak to wyglądało. Jednak symbol symbolem, natomiast o wiele ważniejsze jest jego przełożenie na wartości, na udane, spełnione życie, a tak się to stało w przypadku Nikodema.

Zaraz, zaraz, to już nie nadążam, nieco głośniej powiedział Szymon. Co ma Kaduceusz do udanego życia? Czy to jakaś magia?

Żadna magia, chociaż i tak się czasem zdarzało w dawnych czasach, kiedy laska z oplatającymi ją dwoma zwróconymi do siebie wężami była traktowana jak narzędzie związane z okultyzmem. Z mojej perspektywy powiem, że dobrze jest budować własne życie na solidnych fundamentach, którymi są wartości, zasady, reguły.  I tak to uczynił Nikodem.

Jak to? Z Kaduceuszem? Jakie ma on w sobie wartości?

Symbol to jedna rzecz, a wartości do druga rzecz. Nikodem sam stworzył system wartości, któremu był wierny do końca.

Ale dlaczego akurat tym symbolem był Kaduceusz? – dopytywał Szymon.

Z bardzo, dla Nikodema, prostej przyczyny. Kaduceusz był początkiem wspólnej drogi z dziewczyną jego życia. Tam, pod tym znakiem się spotkali. To jak opoka. A reszta to własna twórczość. To sposób na swoje życie, na budowanie własnej drogi.

Aż wstyd przyznać, że tak niewiele o tym wiem, ze smutkiem powiedział Szymon.

I ja także niewiele wiem, wyznał Andrzej. Teraz pewnie pytałbym Nikodema o wiele rzeczy, jednak jest za późno. Wcześniej miałem tyle spraw na głowie, że wystarczały mi zasłyszane w młodości historie. Zresztą Nikodem był zawsze nastawiony na  nowe wyzwania, niechętnie sięgał do wspomnień. Mawiał, że wszystko, co najważniejsze, ma w sercu, w głowie, a każdy powinien angażować się we własne życie, na nim się skupiać. Jako rodzina, teraz przecież też tak jest, spotykaliśmy się często.  I nigdy nie brakowało zabawy, śmiechu, rozmów. Nikt, a  zwłaszcza Nikodem, nie kwapił się do wspomnień.

Jednak nadal mnie to nurtuje, co ma z tym wszystkim wspólnego Kaduceusz?, pytał dalej Szymon.

Ma bardzo dużo wspólnego. Andrzej zamyślił się przez chwilę, po czym kontynuował. Nikodem uznał, że skoro ten symbol pozwolił na spotkanie z wybranką serca, to może też być drogowskazem w całym życiu, zwłaszcza zawodowym. Jeszcze  w czasie wojny zagadywał ludzi, zwłaszcza znających łacinę, o istotę, znaczenie Kaduceusza dla Greków. Po wojnie, kiedy w Poznaniu osiadła grupka partyzantów, członków partii komunistycznej z Grecji, nawiązał z nimi kontakt. Zaprzyjaźnił się nawet z Nikosem Chadzinikolau, Grekiem, który był z czasem w Poznaniu prezesem Związku  Literatów Polskich. I systematycznie budował swoją wiedzę na temat Kaduceusza. Mówił mi kiedyś, że uwiodła go opowieść o pojednaniu się dwóch węży, między które, walczące zaciekle z sobą, Hermes rzucił laskę z drzewa oliwnego. One wtedy zgodnie oplotły ten kij. I tak są prezentowane w tej symbolice. Nikodem do tego stopnia był zaangażowany w tę opowieść, że, z pomocą Chadzinikolau, sprowadził do Poznania kawałek drzewa oliwnego, w którym ktoś – nie wiem kto – wyrzeźbił dla niego symbol Kaduceusza. Mam go w domu. Jako jedyny. Inne, ze srebra, z innych materiałów, Nikodem rozdał w ostatnich latach swojego życia. Nawet nie wiem, komu. A zawsze, każdego dnia, gdziekolwiek był, miał ze sobą, w kieszeni, w teczce, Kaduceusza. Miał ich kilka.

Czy mam rozumieć, pytał Szymon, że ten symbol, wyrzeźbiony w kawałku oliwki, był jego sposobom na życie? Na codzienne radzenie sobie z wyzwaniami?

To byłoby wielkie uproszczenie, rzekł Andrzej. Symbol nic nie znaczy, jeśli zostanie pozbawiony wartości. A Nikodem skupiał się na wartościach. Najważniejsza była oczywiście wspólna droga z „dziewczyną jego życia”, z Marianną. Z uznaniem zawsze patrzyłem, jak bardzo się liczy z jej zdaniem. Zwykle w związku jest jedna osoba, która dominuje. Tutaj jednak sam nie wiem, kto to był. Nikodem był zdecydowany, miał pewność siebie, jednak bywały sytuacje, kiedy postępował zgodnie z wolą Marianny. Myślę, że miał w sercu niewypowiedzianą wdzięczność, że  to ona pozytywnie odpowiedziała na propozycję spotkania. Była osobą o wielu atutach. Mogła umówić się z wieloma chłopakami. Nikodem postrzegał to jako ogromne wyróżnienie, że umówiła się właśnie z nim. Myślę, że swoim życiem chciał dowieść, że na to zasłużył. Ale to tylko nic nie znaczące gdybanie. Istotne jest wspólne, piękne, udane życie. Przeżyli razem ponad 55 lat. A pobierali się po wojnie, która  trwała dla nich sześć długich lat.

Myślę, że ten symbol, związane z nim wartości, wkraczały także na scenę życia zawodowego. Przecież był ekonomistą, uczniem Hermesa. Czy dobrze myślę? – pytał Szymon.

Nawet bardzo dobrze myślisz, jak na licencjata przystało. I to jest druga strona medalu. Nikodem rozpisywał sobie ten symbol, Kaduceusza, na wartości w sferze pracy. W czasie studiów skupiał się na bankowości i z nią związał się na stałe. Słuchając wykładów profesora Edwarda Taylora, będąc jego seminarzystą, związał się ze spółdzielczością. Taylor był jej orędownikiem. I Nikodem, do emerytury, był wierny bankowości spółdzielczej. Pozostał w banku spółdzielczym, chociaż, w 1989 roku, pojawiło się wiele innych banków w gospodarce. Natomiast Nikodem zbudował swoją pozycję na wartościach, które wywiódł z symbolu Kaduceusza. Były to – ale to wiem z drugiej ręki, od Marianny – szczególne wartości, ukryte pod skrzydłami Hermesa. Traktował ów symbol Hermesa – nawiasem mówiąc unikał nazwy Merkury – jako znak pokoju i handlu. Jako bankowiec pośredniczył w transakcjach kupieckich. A pokój traktował jako przyjazne, partnerskie, oparte na honorze, stosunki z innymi ludźmi. To słowo – honor – dzisiaj już prawie zapomniane w sferze biznesu, często słyszałem w domu. Nikodem mówił, że pomaga ratować honor dłużnika, pozwolić każdemu zachować twarz. To była jego dewiza w rozwiązywaniu sporów, konfliktów. Wysyłano go  – dziś bym powiedział – do  prowadzenia negocjacji w najtrudniejszych sprawach. Miał w sobie ogromny spokój. Słuchał ludzi. Rozmawiał z nimi tyle, ile trzeba. Tylko słuchał i zadawał pytania. Niczego nie narzucał. Powoli zmniejszało się napięcie między stronami, sami dochodzili do porozumienia. Nikodem często używał terminu „dobić targu”. I sam go też w kontaktach z klientami banku dobijał. Wiedział z symbolu Kaduceusza, że trzeba mieć na uwadze równowagę sił. I tak przez całe życie troszczył się o dobro banku, w którym pracował, i jednocześnie o dobro klientów. Mogę powiedzieć, że albo  urodził się z taką charyzmą, albo sobie to wypracował, przelewając na papier wartości wynikające z Kaduceusza, w jego rozumieniu.

Przelewał na papier, zagadnął Szymon. Pisał? Nie wiedziałem, że pisał. Co pisał? – książki, artykuły?

Nic takiego. Pisał dla siebie, powiedział Andrzej. Często widziałem, szczególnie wieczorem, jak wyjmował z szuflady biurka zeszyt i w nim zapisywał różne rzeczy. Nie powiem – jako dzieciaki mieliśmy ochotę, aby zajrzeć do tego zeszytu. Sam nie wiem, co nas powstrzymywało. Ja nigdy tam nie zajrzałem i myślę, że też nikt tego nie zrobił z pozostałej trójki rodzeństwa. Czuliśmy, że nie możemy przekroczyć jakiejś niewidzialnej dla nas granicy.

Czytałem, powiedział Szymon, że taka praca z zeszytem, to zalecenie dla tych, którzy planują rozwój osobisty.

Być może, powiedział Andrzej. Co jakiś czas świat odkrywa jakiś cudowny sposób na życie, albo na zdrowie. Jednak większość rzeczy to znane sposoby, czasem tylko inaczej nazwane, promowane we wszechobecnych mediach. Nikodem stosował termin „zdrowy rozsądek”. Do niego się często odwoływał. Myślę, że spisał sobie, na własny użytek, zasady zdrowego rozsądku. O nich nie mówił, jednak cała nasza czwórka może, o każdej porze dnia i nocy, wyrecytować kartezjańskie zasady rozumowania. „Prowadź swoje myśli w porządku logicznym, zaczynając od ogólnych”….itd. Powiem, że bardzo mi się one w moim, inżynierskim życiu przydają. Sam nie mam w sobie takiej codziennej dyscypliny, aby pisać dla siebie i świadomie, systematycznie pracować nad własnym rozwojem. Zawsze jest tyle różnych projektów. W naszej okolicy jest dużo perełek architektury starszej nawet niż Uczelnia z Kaduceuszem. Może aż za bardzo się angażuję w ratowanie tego dziedzictwa. Natomiast każdego roku, dla Nikodema, świat zatrzymywał się 12 września. Ten dzień był wyłącznie dla nich. Dla świata nie było dnia 12 września. Zawsze brał tego dnia urlop. I wyjeżdżali z Marianną na cały dzień. Kiedy byliśmy mali, w domu pojawiali się dziadkowie i byli z nami. Natomiast Nikodem i Marianna wyjeżdżali skoro świt i wracali późno wieczorem. Nikodem planował ten dzień z wyprzedzeniem pewnie roku, bardzo go celebrowali, wyłącznie w swoim gronie. Jak czasem mówił, był to dzień jego duchowego przebudzenia. To oczywiście też należy do symboliki Kaduceusza.

Podoba mi się to co powiedziałeś – duchowe przebudzenie. Pewnie miałbym kłopot, aby to zdefiniować, jednak czuję intuicyjnie moc tych słów, ich znaczenie dla każdego człowieka. Myślę, że każdy z nas, na swój sposób, bardziej albo mniej świadomie doświadcza tego, co kryje się pod tymi słowami – duchowe przebudzenie. Chociaż mam 22 lata, to jednak doświadczam szczególnych emocji, powtarzając w umyśle słowa „duchowe przebudzenie.” Tym bardziej teraz, w czasie tej rozmowy, zastanawia mnie, dlaczego Uczelnia z Kaduceuszem nie sięgnęła do skarbnicy, do tradycji, jaką zapoczątkowano w 1926 roku, powołując nowy podmiot edukacyjny. Od zakończenia wojny minęło 75 lat. To sporo, aby rozważyć powrót do takiego symbolu, jakim są zbudowane na nim wartości, które wyznaczały drogę życia Nikodemowi. Jak to się stało?

Ja jestem inżynierem, absolwentem politechniki. O Kaduceuszu słyszałem w domu, jednak moje serce zawsze biło dla deski kreślarskiej, dla obliczeń, dla wznoszenia obiektów materialnych. Myślę, że pewnie były różne projekty. Ale znasz ewangeliczną opowieść o siewcy. Tylko niektóre pomysły, jak ziarna, dojrzeją i wydadzą owoc. Trudno mi powiedzieć. Może nastąpi, w czyjejś głowie, może w sercu, duchowe przebudzenie. To ty jesteś już absolwentem Uczelni z Kaduceuszem. Do roku 2026 jest pięć lat. To z jednej strony dużo, a z drugiej – niewiele. Jednak nic nie przeszkodzi realizacji idei, której czas nadejdzie.

Myślisz, zaczął Szymon, że powinienem się w to zaangażować, skoro poznałem tę historię? Owszem, jestem już absolwentem. Jednak jestem jednym z tysięcy absolwentów, do tego najmłodszym. Może wiesz, Andrzeju, dlaczego Nikodem, który zawsze miał z sobą Kaduceusza, nie zainicjował projektu postawienia tego symbolu w centrum wartości tej uczelni akademickiej?

Myślę, rozpoczął Andrzej, że można jedynie tworzyć nowe projekty, unikając szukania powodów, dlaczego ktoś, kiedyś, nie zrobił czegoś. Świat toczy się swoim rytmem. Możemy na wiele rzeczy wpływać. Od nas to zależy. Sami budujemy własne wartości oraz nimi się kierujemy. Tak ty, jak i ja, mamy prawo dokonywać własnych wyborów. I ich dokonujemy. Identycznie czynili to Nikodem i Marianna. Mieli własne tajemnice, własne rytuały – jak chociażby dzień 12 września. I tak jest właściwie. Ja kroczę swoją ścieżką życia, i ty także będziesz ją wybierał. Ważne są wartości. Tak myślę.

Zobacz, powiedział Szymon, zwykłe spotkanie przy kawie, drobny pretekst, jakim jest okazja do rozmowy po dyplomie, a tak się ciekawie potoczyła nasza wymiana myśli. Nawet nie wiem, jak minęły te prawie już trzy godziny. Czuję, jakby mi przez ten krótki przecież czas rozmowy, przybyło wiedzy, rozumienia spraw życia równoważnych dla kilku lat. Jedno – przyznasz – dość standardowe spotkanie, z przypadkowo poruszonym tematem, a wywołuje we mnie aż tak wiele refleksji. Być może to jest jakiś rodzaj przełomu. Jak ty to widzisz?

Mogę się zgodzić, że to rodzaj przełomu, jeśli ty tak to postrzegasz. Jednak nie mogę się zgodzić, że to standardowa rozmowa, przypadkowy temat, o którym dyskutujemy. Nikodem miał jakiś trudny dla mnie do zrozumienia dystans do prezentów materialnych. Lubił natomiast organizować różne spotkania, tworzyć okazje, dla budowania przeżyć, inicjowania ciekawych rozmów, wspólnego świętowania w operze, teatrze, na koncercie. Sfera ducha, jego zdaniem, to było najważniejsze w dzieleniu czasu z innymi. Nigdy niczego materialnego nie potrzebował. Wszystko miał, co niezbędne. Taki był. I tak też myślałem o naszym spotkaniu. Przygotowałem sobie ten temat wcześniej. Chciałem się spotkać tylko z tobą i z tobą o tym rozmawiać. Przygotowałem temat, natomiast już sama rozmowa toczyła się pod nasze dyktando. Jeśli ty znalazłeś w tym spotkaniu wartość, to i ja powiem, że takie też jest ono dla mnie. Cieszyłem się na tę rozmowę z tobą. Mam w sobie teraz radość i szczęście, bowiem także mi dostarczyła ona wiedzy o samym sobie. Rozmowa to najpiękniejsza, najbardziej wartościowa część relacji między ludźmi.  To ona daje energię do działania. Jest źródłem mocy.

I  w takim, miłym nastroju pojadę teraz do klienta. Omówimy harmonogram prac nad  uratowaniem jednej z naszych architektonicznych perełek.

Szymonie, dziękuję za spotkanie, za rozmowę. Życzę dobrego, dla ciebie, wyboru uczelni dla kontynuowania edukacji. Przed tobą teraz magisterium.

I po chwili, na leśnej ścieżce rowerowej, w szybkim tempie zmniejszały się dwa ciemne punkty, w których, z oddali, nikt by nie rozpoznał dwóch rowerzystów.