W poniedziałkowy poranek, Agata dotarła do firmy pół godziny przed czasem przekonana, że będzie pierwsza. To ona inicjowała spotkanie i uważała, że da odpowiedni przykład. Chociaż umówili się na 7.45, to ona była już o 7.30. Szef czasem powtarzał, że należy być przed czasem, aby być na czas. Zawsze, gdziekolwiek wybierał się biznesowo, docierał na miejsce przed czasem. Niekiedy czekał w samochodzie przed biurem klienta, aby wejść zgodnie z ustalonym terminem. Miał też różne ulubione sentencje. Jedna z nich, z czasów rzymskich dotyczyła tego, że słowa uczą, a przykłady pociągają. Lubił to mówić po łacinie, ale nawet Michał, który był w dzieciństwie ministrantem, nie umiał tego powtórzyć. Owszem, z czasem to sobie przyswoił, bowiem rozmawiał ze swoim dziadkiem, a ten to dobrze objaśnił. Michał zatem recytował to „proverbium” po łacinie. Pewnego razu Szef aż się zadziwił, kiedy Michał wypowiedział to po łacinie, w jego obecności. I rzeczywiście Szef tak działał. Nie zwracał nikomu uwagi, nie pouczał, nie ganił, tylko sam wymagał od siebie. Wszystko stosował w praktyce, a z czasem również czynili to inni. Agata miała też swoje doświadczenia. Pierwszego dnia przyszła do pracy ubrana jak na plażę. Było gorąco. Zawsze tak chodziła ubrana w dni upalne i nie miała innych wzorców. Nauczyciele w szkole czynili uwagi, ale oni, młodzi, wiedzieli przecież lepiej. Nic nie mogli im zrobić. Jednak tego dnia, kiedy pierwszy raz była w pracy, przyjechali do firmy klienci. Szef, po instrukcji, jak korzystać z ekspresu do kawy, poprosił ją, aby o 10 była w małej salce na spotkaniu i notowała ustalenia z rozmów. Otrzymała służbowy notes i długopisy. I pierwszy raz w życiu, kiedy do sali weszli klienci zrozumiała, że spotkania biznesowe to nie to samo co ich szkoła, park czy plaża. Od tego dnia zaczęła się baczniej przyglądać klientom, pracownikom firmy w zakresie ich ubioru, i powoli wprowadzała zmiany u siebie. Najpierw korygowała swój obraz świata i ludzi w swoim umyśle, a później zaczęła kupować rzeczy, które zakładała idąc do biura.
Pochłonięta własnymi myślami nie zauważyła, że cała trójka jest już pod daszkiem, który ustawiono w narożniku posesji, aby się tam schować przed słońcem albo deszczem. Zdziwiła się bardzo, że tym razem nie była pierwsza. Sama ubrała się nieco bardziej elegancko niż zwykle. Była też mile zaskoczona, że wszyscy prezentowali się znakomicie. Ogolony starannie Dominik wyglądał bardzo dobrze. Majka, w niebieskiej sukience, z rękawem, wyglądała pięknie. Michał także. Lekka, jasna marynarka znakomicie prezentowała się na jego szczupłej sylwetce. Podeszła do nich i pozdrowiła wszystkich ciepło. Mamy jeszcze kwadrans, aby wejść do szefa, oznajmila. Jestem nieco spięta, bowiem nie wiem, jak powiedzieć o naszym zaproszeniu, jaka będzie reakcja szefa. Możesz być spokojna, powiedział Michał. Wczoraj wieczorem, pewnie dość nerwowo chodziłem po domu, bowiem mój dziadek zapytał, w czym rzecz, że jestem taki pobudzony. Normalnie bym go zbył czymkolwiek, jednak wczoraj usiadłem z nim przy stole i zaproponowałem, że zrobię herbatę. Był mile zaskoczony. Usiedliśmy przy stole – i chyba pierwszy raz w życiu poczułem, że mogę powiedzieć, co mi leży na wątrobie i spokojnie porozmawiać. Nawet ucieszyłem się z tej możliwości. Widzę, że chcesz o czyś rozmawiać, powiedział do mnie dziadek. Po prostu zacznij. Jak już zaczniesz, to sam zobaczysz, że dalej się wszystko gładko potoczy. Nie zawsze jest czas i możliwość, aby zacząć coś w jakiś wyjątkowy sposób. Dobrze, powiedziałem, i streściłem nasz plan. Powiedziałem, że minęły dwa lata od rozpoczęcia pracy w firmie, że chcemy spotkać się z szefem, aby podziękować za współpracę. I nie wiemy, czy to dobry pomysł, jak szef zareaguje, jak to powiedzieć. Dziadek wysłuchał moich słów, tajemniczo się uśmiechnął, popatrzył gdzieś wysoko, w narożnik ściany i sufitu, i przywołał opowieść z Ewangelii. Kiedyś mnie to denerwowało, kiedy nawiązywał do Ewangelii. Zna doskonale jej treść, chociaż jest niezwykle krytyczny wobec wielu kwestii. Tym razem powiedział o dziesięciu trędowatych, którzy błagali Chrystusa o uzdrowienie. Odwołując się do tej książki, niczego nie czytał – wszystko mówił z głowy. Nie wiem, czy w szkole uczyli się tego na pamięć, jednak doskonale pamiętał różne historie. I w tej opowieści – dziadek, stosownie do oryginału, używał terminu „przypowieści” – Chrystus uzdrowił tych dziesięciu trędowatych. Kiedy cała dziesiątka się oddaliła, jeden z nich, widząc, że jest oczyszczony, zawrócił. Przyszedł do Chrystusa z podziękowaniem. Nauczycielu, powiedział, dziękuję za uzdrowienie. Uczynił to jako jedyny z dziesięciu. Dlatego, mówił dalej dziadek, macie bardzo dobry pomysł z okazaniem wdzięczności. Gratuluję wam pomysłu. To o was bardzo dobrze świadczy, że postanowiliście okazać wdzięczność. Będziecie bardzo zadowoleni, kiedy to powiecie szefowi, kiedy go zaprosicie na spotkanie, kiedy wyrazicie wdzięczność. Dobrze jest codziennie znaleźć chwilę, aby z wdzięcznością pomyśleć o tym, czego się doświadczyło. Michał, mówił dalej dziadek, i ja zauważam wiele dobrych zmian w twoim życiu, odkąd się ustatkowałeś i pracujesz w tej firmie, z tym szefem, z tym zespołem. Idziesz dobrą drogą. Cieszy mnie, że mimo tej trudnej, rodzinnej sytuacji, rozwodu twoich rodziców, ich nieobecności, teraz stajesz na własnych nogach i kroczysz coraz pewniej w przyszłość. Ten kolejny krok, wieczór z szefem i koleżeństwem, to bardzo dobra inicjatywa. Jeśli zechcesz, to ja ciebie, i was, wesprę finansowo. Wiesz, że to nie jest dla mnie kłopot, że chętnie to uczynię. Podziękowałem dziadkowi za te słowa, za chęć dorzucenia się do naszej imprezy, mówił Michał, jednak zdecydowanie odmówiłem. Powiedziałem, że też mamy dochody, że cała radość to przeznaczenie ich części na wspólne spotkanie, na rozmowę przy stole.
Michał, powiedziała Agata. Nie wiedziałam, że twój dziadek ma taką wiedzę, tyle mądrości życiowej. Pomyślałam teraz, że może się zgodzi na spotkanie z nami, jeszcze przed spotkaniem z szefem, aby udzielił nam rad, jak mamy to zorganizować, jak się do tego przygotować. Dobrze, powiedział Michał, to żaden kłopot. Dziadek na pewno chętnie się zgodzi. Jednak nie sądzę, aby nam udzielił rad. Mnie ich także nie udziela. Tylko, swoimi pytaniami, komentarzami, inspiruje mnie do podejmowania własnych decyzji. Powtarza mi, że każdy z nas sam decyduje o własnym życiu, że najlepsze rady, to takie, których udzielamy sobie sami. I jeszcze mnie namawia, na razie bezskutecznie, abym codziennie znalazł kilka minut na rozmowę z samym sobą. On, tak mi mówi, czyni to regularnie od czterdziestu lat. Raz nawet siedział w parku, było to za granicą, i gadał sam ze sobą. Jakiś przechodzień zostawił mu pięć dolarów, bowiem myślał, że potrzebuje wsparcia. Odtąd już rozmawia z sobą, w parkach, tylko w myślach. Ja natomiast, kręcił głową Michał, nie umiem sobie tego wyobrazić, jak mam rozmawiać z samym sobą. I do tego – o czym? To już przekracza moje możliwości.
Zgadzam się, powiedział Dominik, to już pachnie kontaktem z psychologiem. Natomiast jest za kwadrans ósma i powinniśmy wejść do szefa. Ja mam dzisiaj wysyłkę towaru i muszę być o ósmej na hali. O tak, ja mam dostawę od klienta, i też muszę być o ósmej w moim pokoju, powiedziała Majka. Zatem idziemy. Agata, ty zaczynasz.
Dominik szerzej otworzył drzwi do gabinetu szefa i po kolei weszli do pokoju. Drzwi do gabinetu szefa były zawsze uchylone, kiedy nie miał gości, i każdy mógł wejść do niego bez pukania, bez umawiania się. Takie były ustalenia. Kiedy szef spostrzegł Agatę, dalej Majkę, Michała i Dominika, wstał, wyszedł zza biurka. Wyciągnął rękę, ze wszystkimi się przywitał. Widać było, że jest lekko zdziwiony i zaskoczony. Nad czymś pracował przy swoim biurku i został nagle wezwany do innej rzeczywistości. Proszę, usiądźcie, szef gestem otwartej ręki wskazał miejsca przy stole. Szefie, odezwała się Agata, my tylko na chwilę. To nie ma znaczenia, na ile – porozmawiamy zatem przez chwilę przy stole, powiedział szef. Bardzo proszę. Trochę to zbiło Agatę z tropu, jednak zajęła miejsce przy stole, pozostali także. Może skorzystamy z naszego automatu i przyniesiemy sobie kawę? – zaproponował szef. Ja jeszcze dzisiaj nie piłem kawy. Szefie, powiedziała Agata, jesteśmy nieco wcześniej, aby zaprosić szefa na spotkanie – mamy krótką sprawę, o godzinie ósmej mamy zaplanowane obowiązki, a zatem chcemy jedynie powiedzieć, że właśnie mijają dwa lata, odkąd tutaj pracujemy, cała nasza czwórka, i z tej okazji zapraszamy szefa na kolację w terminie, który chcemy uzgodnić.
To miło z waszej strony, powiedział szef. I ja o tym także pamiętam. W piątek, po południu, wspomniałem już Majce, że ja was zaproszę na kolację, i teraz mogę to uczynić, kiedy jesteśmy razem. Miło mi, że tutaj wpadliście. Majka, dziękuję za przekazanie tej informacji, za przyjście, a teraz możemy ustalić termin. Aby było łatwiej, zaproponuję czwartek wieczorem. Zapytam, czy to wam odpowiada. Czwartek to jeszcze przed weekendem, stąd może być to dogodny termin. Odpowiada wam? – ja zapraszam. Agata spojrzała na szefa, na wszystkich, i nieco zagubiona wyszeptała, że to jest inaczej, że to cała czwórka zaprasza szefa na kolację. Nie ma mowy, zdecydowanie odpowiedział szef. To ja zapraszam. Koniec. Kropka. Ja jestem szefem. Jeśli można sobie wyobrazić minę osoby, która wybrała się na grzyby, zapełniła nimi cały koszyk, wyprostowała się, aby wracać ze zbiorami do domu i nagle zrozumiała, że nie wie gdzie jest, jak wracać z tego lasu, taką właśnie minę miała Agata. I wtedy zdarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Szefie, nieco głośniej, dobitnie, z energią jakiej jeszcze nie znali, wypowiedziała się Majka – to my zapraszamy szefa. Koniec. Kropka. Cała trójka była jak po strzale. Sami często się do tego odwoływali – shot! – strzał. Dotyczyło to z reguły małego kieliszka wódki, jednak tym razem doskonale się wpisywało w sytuację. Szef się roześmiał mówiąc, że Majka szybko się uczy, jednak on jeszcze raz potwierdza zaproszenie. I dla beki, czyli w jego terminologii dla żartu,powtórzył – koniec, kropka. Dominik się uśmiechnął, bowiem pomyślał, że Maja została pokonana tym strzałem, jednak za chwilę zrozumiał, w jakim jest błędzie, widząc energię i zdecydowanie Majki.
Szefie, powiedziała Majka, uczymy się wspólnie – tak szef nam mówi. Uczymy się od siebie nawzajem. A zatem proszę przyjąć do wiadomości – to my zapraszamy szefa. I spokojnie, z szelmowskim uśmiechem, dodała – koniec, kropka. Majko, pojednawczo zaczął szef, przecież w piątek wieczorem sam powiedziałem o moim zaproszeniu. Obowiązuje zasada pierwszeństwa. Ja zapraszam. Już pominął resztę, czyli kropkę i koniec, dając sygnał do zamknięcia dyskusji. Proponuję restaurację „Mykonos”. Urządzimy sobie wieczór grecki.
To, co się wydarzyło dalej, zostanie im w pamięci na zawsze. Majka się wyprostowała, spojrzała na szefa i tonem starszego sierżanta wydała szefowi rozkaz. Proszę odpowiedzieć pozytywnie na nasze zaproszenie – w czwartek, godzina 19, restauracja „Sjesta”. Tak, potwierdzam, w piątek szef wspomniał o zaproszeniu. Jednak tylko ja to usłyszałam. Natomiast my już wcześniej, i to we czworo, postanowiliśmy zaprosić szefa na kolację. Skoro obowiązuje zasada pierwszeństwa, to my byliśmy pierwsi. Dzisiaj też przychodzimy pierwsi w tej sprawie. Czwartek, „Sjesta”, zapraszamy.
Ależ Majka, to ja jestem szefem, to ja zapraszam, tak to powinno być. Nie spierajmy się. Ja jestem szefem, jestem starszy, ja jestem odpowiedzialny.
O nie, powiedziała Majka. Wdzięczność nie ma nic wspólnego z wiekiem, ze stanowiskiem, z odpowiedzialnością. Wdzięczność jest głosem serca. Szef powinien skorygować swój sposób myślenia. Majka złapała falę i płynęła z dużą energią i szybkością. Szef mówi nam o pokorze. I to proszę odnieść do siebie. Trzeba, nawet będąc szefem, przyjmować drobne wyrazy wdzięczności od innych – nawet młodszych, niżej będących w hierarchii, może nawet mniej odpowiedzialnych. Nie przyszliśmy tutaj na negocjacje, na targowanie się. Przyszliśmy z zaproszeniem. Zapraszamy szefa na kolację. Jesteśmy wdzięczni za dwa lata wspólnej pracy. Zapraszamy na kolację. Nie przynosimy sygnetu z brylantem ani nowego BMW. Od szefa słyszałam, że wystarczy skorzystać z jednego, prostego słowa – dziękuję.
Szef wstał, podszedł do Majki, wyciągnął dłoń i powiedział – dziękuję, będę w czwartek o godzinie 19 w restauracji „Sjesta”. Człowiek rozumny reaguje na argumenty. Majka, przyjmuję Twoje argumenty. To ciekawa i wazna dla mnie lekcja. Wszystkim wam dziękuję za pamięć, za zaproszenie. Z radością się z wami spotkam. I podał rękę Agacie, Michałowi i Dominikowi. Majka, z lekkim uśmiechem, nie będąc pewna, czy nie przesadzi, dorzuciła – szefie, szybko się pan uczy. Pewnie dlatego jest pan szefem. Szef roześmiał się szczerze i głośno.
Opuścili gabinet szefa. Wszyscy mieli jedno skojarzenie. Tego dnia media pisały, po przegranym przez Polaków meczu, że Lewandowski schodził z boiska z nieco zaszklonymi oczami. I oni mieli wrażenie, że tak też się zmieniły oczy szefa. Po wyjściu, Dominik położył dłonie na ramionach Majki, uścisnął ją, następnie odsunął się na dwa kroki, zasalutował i powiedział – pani sierżant, jestem pod wrażeniem. Majka, dziękuję, powiedziała Agata. Zachowałaś się fantastycznie. Michał, ujął rękę Majki, i nawiązując do młodości swego dziadka, pochylił się głęboko i ucałował jej dłoń. Moi drodzy, powiedział, wieczorem dam wam znać, jednak myślę, że jutro, we wtorek, spotkamy się u mnie, z dziadkiem, aby porozmawiać o spotkaniu w restauracji „Sjesta”. Majka, powiedział Michał, dlaczego akurat „Sjesta”? Bo to „hora sexta”, powiedziała Majka. „Hora sexta”? – zdziwił się Michał – co to ma wspólnego z nami? Zapytaj dziadka, powiedziała Majka. Jest za dwie minuty ósma. Pędzę do mojego pokoju. Wszyscy mamy obowiązki. I rozbiegli się po firmie.