Nowy wymiar – część II

28 czerwca 2021

Agata, na umówionym poprzedniego dnia spotkaniu, pojawiła się jako pierwsza, tuż przed godziną 16. Ze zdziwieniem spojrzała na teren kawiarnianego ogródka. Ta ulewa, burza, zmieniły krajobraz. Wieczorem oglądała serial na Netflixie. Chciała zobaczyć jeden odcinek, a skończyło się na trzech. Nie umiała sobie  z tym poradzić, aby zobaczyć jeden. Były tak zbudowane, że trudno czekać do kolejnego dnia, aby śledzić, co będzie dalej. I tak ujrzała na niebie poświatę wschodzącego daleko słońca. Uznała, że czas iść do łóżka. Wstała około południa i krzątając się po swojej wynajmowanej kawalerce, jakoś się ogarnęła, aby być na czas w kawiarni. O, oto kolejne słowo, uśmiechnęła się na samą myśl. To z kolei żona Szefa bawi się zawsze dobrze, kiedy słyszy słowo „ogarnąć się”. Mówi, że im, młodym, ten jeden czasownik wystarczy do całej komunikacji. Wszystko, tak twierdziła, można ogarnąć – siebie, dzieci, pracę, obowiązki itd. Spójrzcie, dworowała sobie, jaki ten Szef jest „ogarnięty”. Nie wiem, co się jej nie podobało – szef faktycznie jest ogarnięty. Wszyscy to widzą. Niepotrzebnie się czepia.

Miała kilka kroków do kawiarni i nie zauważyła nawet, jak wiele się zmieniło w krajobrazie miasta po nawałnicy. Dopiero na miejscu zobaczyła, ile wysiłku włożyli pracownicy kawiarni, aby goście mogli usiąść przy stolikach, w ogrodzie. Wybrała inny stolik, bowiem ten wczorajszy, pod lipą, zniknął. Zamówiła kawę i czekała na pozostałych dziwiąc się, że mija kwadrans, a nikogo nie ma. Pierwszy zjawił się Dominik. Miał kłopoty w domu swojej dziewczyny. Jej mama ucierpiała w czasie burzy, próbując wrócić do domu. Jak zwykle, wyszła z jakiejś zakrapianej imprezy i przemoczona, przysnęła na  parkowej ławce. W niedzielę odbierali ją ze szpitala, oklejoną plastrami, w fatalnej kondycji fizycznej i psychicznej. Przepraszał za spóźnienie. Agata widziała jego zażenowanie, smutek, zaniepokojenie w gestach i na twarzy. Po jednym ze szkoleń, na które  Szef ją wysłał, stała się bardziej spostrzegawcza wobec osób, z którymi rozmawiała. Po chwili dołączyła Majka. Ona z kolei miała zalane mieszkanie. Akurat spędzała tydzień ze swoją matką i jej partnerem. Remontowali coś na kształt większej altany w ogrodzie, gdzie mieszkali. I wichura oraz ulewa narobiły szkód. Sprzątali do późnej nocy, także od południa, do teraz. Na szczęście, będę teraz miała  swoje mieszkanie, powiedziała Majka. W przyszłym miesiącu wprowadzę się do wynajmowanego pokoju z kuchnią. Zacznę swoje życie, bez tułania się po rodzinie. Nadal nie było Michała. Pojawił się po godzinie. Wyglądał jak „kupa nieszczęścia” – pomyślała Agata, przypominając sobie słowa sąsiada, który urodził się  niedaleko,  w rodzinie, posługującej się gwarą poznańską. Czasem nie rozumiała ani słowa ze zdania które wypowiadał. Na zawsze zapamiętała zdanie, które było hitem w tym żargonie – „w antrejce, na ryczce, stojały pyry w tytce” – a znaczyło to, że w przedpokoju, na małym stołku, stała papierowa torebka z ziemniakami. Michał, zapytała Agata – co się stało? Miałeś nockę na budowie? Prawie, odpowiedział Michał. Mieszkam z dziadkiem, nie wiem, czy mówiłem. Ma domek niedaleko jeziora, nisko położony. I woda z tego deszczu naniosła  na ogród mnóstwo śmieci. Wyżłobiła sobie mini koryta, którymi spływała do jeziora. Ten starzec, chociaż krzepki, to jednak nie poradziłby sobie tak szybko bez mojej pomocy.  Starzec? Zdziwiła się Majka – to ile on ma lat? Nie wiem, pewnie z 65, odpowiedział Michał. Chyba zwariowałeś – oburzyła się Majka. Mój dziadek ma 72 lata i wcale nie uważam, że to starzec. Ty za chwilę będziesz miał 65. Uważaj, co mówisz. No dobrze, przepraszam, ugodowo powiedział Michał. Jak się ma 24 lata, to inaczej się ocenia urodzonych wcześniej. Żebyś wiedział, ze zrozumieniem pokiwał głową Dominik.  Szef ma 48 lat i to jest dramat. Ja zostanę przy swoich 25 latach. Nie widzę powodu, aby to zmieniać. Dobrze, wyraźnym gestem ucięła rozmowę Agata. Wracamy do naszej sprawy. Tak, odezwał się Michał. Zapytam może, czy coś wiecie, jak firma przetrwała tę nawałnicę? Jest położona dość nisko, może też ją zalało. Zapanowała cisza. Po tym, co powiedział Michał o jego problemach, wyobrazili sobie, że podobnie mogło być u nich w firmie. Nie wiem, powiedziała Agata. Nie przyszło mi do głowy, aby zatelefonować do Szefa i zapytać. Po ich minach było widać, że nikomu nie przyszło to do głowy. No nieźle, pomyślała Agata. Taka jest nasza więź z miejscem pracy. A głośno powiedziała, że faktycznie, mogli telefonować do Szefa i zapytać, jednak tego nie uczynili i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko wyciągnąć wnioski na przyszłość. Wróćmy do celu naszego spotkania. O czym porozmawiamy z Szefem, korzystając z okazji dwóch lat pracy w firmie. Myślę, że sporo się nauczyliśmy, zrozumieliśmy, że lepiej i pewniej trzymamy swój los w swoich rękach. Moim zdaniem warto to wyrazić – zwykłe słowo dziękuję.  Tak, powiedział Michał. Od dawna się zastanawiam, czy Szef celowo, z jakimś własnym planem zatrudnił akurat naszą czwórkę. Nie znaliśmy się, jednak wywodzimy się ze szczególnego środowiska. Nie mamy tak stabilnych rodzin jak rodzina Szefa. Każde z nas jest doświadczone przez życie. Teraz, po dwóch latach, kiedy mocniej stoimy na własnych nogach, sami możemy się zatroszczyć o innych. Możemy też kształtować nasz model życia inaczej, niż uczyniły to nasze rodziny, jeśli to słowo jest adekwatne do tej wyjątkowej rzeczywistości, naszej rzeczywistości.

Czy myślisz, zapytała Majka, że Szef realizuje jakąś ukrytą misję niesienia pomocy  młodym ludziom, którzy pochodzą z rozbitych rodzin?

Nie sądzę, powiedziała Agata. To zbieg okoliczności. Akurat sami się zgłosiliśmy do tej pracy. Nie byliśmy na pewno jedyni – pewnie było wielu chętnych, powiedział Dominik. Wybrał nas, mógł nam mniej zapłacić, bowiem mamy niskie kwalifikacje, nikt się za nami nie ujmie. To zimna, ekonomiczna kalkulacja. Mało płacisz, masz niskie koszty, a to winduje zysk.

Nie masz racji Dominiku, protestowała Agata. Od początku, od pierwszego dnia pracy, czułam się traktowana podmiotowo. Spodziewałam się, że będę parzyła i podawała kawę. Jednak rano, pierwszego dnia, Szef pokazał ekspres do kawy, powiedział, jak się go obsługuje, że każdy jest samodzielny w swoich decyzjach. Zrobił mi pierwszą kawę, pokazując jak to czynić. Drugą zrobił sobie i życzył miłego dnia w pracy. Agata ma rację – włączył się Michał. Szef wymaga od nas tego, po co nas zatrudnił. Wymaga także od siebie. To on pierwszy przychodzi do biura. Zrobiło na mnie wrażenie, kiedy sam przeczyścił ekspres do kawy, kiedy zapaliło się światełko. Aż mi było wstyd, bo ja tego bym wtedy nie zrobił.

A kiedy zabrał nas do klienta w Niemczech, wynajął studentkę z germanistyki, aby była naszym tłumaczem. Proponował, aby ktoś z nas prowadził samochód w Niemczech na autostradzie.  Nikt z nas nie miał prawa jazdy. Zaproponował, że każdy, kto zrobi prawo jazdy, otrzyma 500 zł na częściowe pokrycie kosztów. Teraz, kontynuował Michał, wszyscy mamy prawo jazdy.

A ja jeszcze powiem, włączyła się do rozmowy Majka, że po tym wyjeździe do Niemiec,  znalazłam sobie kurs w Internecie i uczę się niemieckiego. To nowe dla mnie wyzwanie, jednak jestem z tego bardzo zadowolona. Z podziwem i zazdrością patrzyłam na tę studentkę, która tak pięknie mówiła po niemiecku. Cieszę się, że i ja już mówię więcej, że się rozwijam.

Faktycznie, powiedział Dominik, ten wyjazd do Niemiec był sensowny. Wiemy, z kim pracujemy. Spędziliśmy kilka dni z naszymi klientami. Nie mam złudzeń, że nie stała za tym ekonomia. Znając siebie, możemy lepiej pracować i generować większy zysk.

I dobrze, powiedziała Agata. Dzięki zyskowi mamy piękne kurtki polarowe. Dostaliśmy je od Szefa na wyjazd do Niemiec. To polary dobrej jakości. Dopasowane do naszych sylwetek. Każdy wybrał sobie własny kolor. Akurat, powiedział Dominik. Szef chciał pokazać siebie, firmę. Na każdym polarze było logo firmy. To marketing, promocja, wizerunek, aby twardo negocjować z Niemcami. Jesteś niesprawiedliwy, powiedziała Agata. Owszem, jest logo, ale dyskretne. O wiele większa jest czcionka z każdym z naszych imion. Poza tym, polary są nasze i możemy  z nich korzystać poza pracą. Moim znajomym się to bardzo spodobało. Powiedzieli mi nawet, że zazdroszczą, że to szczęście pracować w takim zespole. No dobrze, niech będzie, kapitulował Dominik. Jednak moim zdaniem,  my dajemy więcej niż otrzymujemy. Ale nie jest źle. Są gorsze miejsca.

Ja jeszcze dodam, że pieniądze otrzymujemy na konto zawsze tego samego dnia każdego miesiąca. To dla mnie ważne, mówił Michał. Wypłata jest na czas. Tak i ja się pod tym podpisuję, powiedziała Majka. Kiedy wspomniałam Szefowi, że potrzebny jest nowy komputer, to prosił, abym wybrała markę, która mi odpowiada. I taką firma kupiła. Jasne, krzyknął Dominik. Zadowolony pracownik jest bardziej wydajny! To tylko biznes.

Dominik, przeginasz, upomniała go Agata. Nie wypada. Rozejrzyj się dookoła. Która firma jest tak nastawiona na pracownika, jak czyni to Szef. Ja jestem zadowolona. I niczego nie ma złego w tym, że mamy swój wkład w wynik ekonomiczny. Zobacz, mówiła, ile lat Szef jeździ swoim samochodem. Inwestuje w firmę, jeżdżąc osiem lat tym samym samochodem. Traktuje auto jako narzędzie pracy a nie instrument budowania własnego prestiżu.

No dobrze, powiedziała Agata. Sporo powiedzieliśmy, jednak nadal nie wiem, jak się zachować na spotkaniu, co powiedzieć Szefowi. Te nasze rozmowy uświadamiają mi wiele ważnych spraw, jednak, skoro mam podziękować, to nie wiem, jak to ująć?

Nie martw się tym, powiedział Michał. Mój dziadek często odwołuje się do Ewangelii. Zna tę księgę na wylot. Kiedyś, w młodości, studiował te teksty bardzo dokładnie. Będąc już w starszym wieku, jest wobec nich bardziej krytyczny, jednak wiele rzeczy potrafi mi wytłumaczyć. Kiedyś mnie to irytowało, ale teraz, po tych doświadczeniach z pracą u Szefa, czasem sam prowokuję dziadka, aby filozofował o życiu. Nawet mi się to podoba. A wracając do naszego spotkania z Szefem to powiem, na bazie filozofii ewangelicznej, że najważniejsze jest przygotowanie. A to mamy za sobą. Rozmawialiśmy o naszych doświadczeniach i przemyśleniach. I to jest najważniejsze. Agato, powiedział Michał, jutro rano, kiedy staniemy w gabinecie Szefa za kwadrans ósma, doskonale wyrazisz nasze życzenie rozmowy z Szefem na spotkaniu, na które my go zaprosimy, i na nim powiemy o naszych odczuciach. Wdzięczność nie potrzebuje wielomówstwa – tak mówi dziadek. Wdzięczność, to zwykła obecność, to zwykłe słowo dziękuję, to życzliwy uśmiech, to uścisk ręki, to blask zadowolenia w spojrzeniu, to ciepło w brzmieniu głosu. Agato, nasza dobra energia jest i będzie z Tobą. Obojętnie jak będzie, stoimy za Tobą, będziemy dla Ciebie wsparciem, powiedział Michał. I ja się pod tym podpisuję, powiedział Dominik. Dziękuję, powiedziała Agata, kierując te słowa przede wszystkim w stronę Dominika.

A zatem jutro – o 7.45, przed pokojem Szefa, zakończyła Agata. Spojrzeli na pustą przestrzeń w kawiarni i nagle uświadomili sobie, że spędzili wspólnie kilka godzin rozmawiając na tematy, które jeszcze dwa lata temu byłyby dla nich całkowitą stratą czasu.